Na 8. Biennale Fotografii udało się dojechać dopiero w następny weekend, dwa dni przed ostatecznym zdejmowaniem wystaw. Zobaczyłem w Poznaniu kilka prac i projektów, które utwierdziły mnie w jeszcze bardziej w przekonaniu, że to co na co dzień robię w fotografii to kierunek właściwy, mimo że ostatnio nawet najbliższe mi osoby krytykują a czasem, i obśmiewają me ostatnie prace.
W Arsenale natknąłem się kilku oryginałów Miroslava Tichego (1926-2011), fotografa którego twórczość szczerze podziwiam od czasu gdy po raz pierwszy natrafiłem na jego zdjęcia w necie. Niewielu w historii tego medium obrało i realizowało tak konsekwentnie drogę fotografii powszechnie nieakceptowanej, skrajnie brzydkiej i nieestetycznej. W swoim anarchizmie wizualnym poszedł najdalej, można by powiedzieć gorzej już nie można!
Jego antyestetyka wynikało również z biedy, która była jego świadomym wyborem. Tichý zdecydował się na egzystencję na marginesie społeczeństwa, poza systemem, poza wszystkimi intratnymi układami... i konsekwentnie nie dawał dupy.
Odkryty dopiero w tym wieku, Miroslav Tichý był profesjonalnym artystą malarzem, z dyplomem praskiej Akademii. Jednak zakopał się na prowincji gdzie uprawiał SWOJĄ fotografię, nie akceptując zasad dominujących w świecie czeskiej sztuki i polityki lat 60 i 70 XX wieku. Przez lata mieszkańcy Kyjova uważali go za nieudacznika, dziwaka, kloszarda a nawet chorego psychicznie - postrzegany był jako niegroźny element lokalnego folkloru. Artystę interesował w zasadzie tylko jeden temat - młode kobiety i dziewczęta, to była jego największa fascynacja. Fotografował je ukradkiem, w miejscach publicznych na ulicy, parku i basenie. Jak na voyeura przystało często wystarczały mu same nogi lub pupy. Tichý fotografował własnoręcznie zrobionymi aparatami, konstruował je z tego co znalazł na śmietniku - z odpadów, kartonu, szkiełek, drutu, sznurka. One same są niepowtarzalnymi obiektami fotografii ubogiej. Wywoływał w wiaderku i garnkach, które po prostu znalazł.
Zdjęcia Tichego są więc niedoskonałe, wręcz niedobre, rozmyte i nieostre, porysowane, brudne, niedowołane do tego oprawione we własnoręcznie wyrysowane, często pogniecione ramki. Jego fotografie mogą wyglądać naiwnie, ale są produktem starannie
zaaranżowanej serii błędnych działań, które zaczynały się w momencie skonstruowania niedoskonałej kamery.
Żadna reprodukcja nie jest wstanie oddać w pełni wrażeń jakie odczuwamy w bezpośrednim kontakcie z oryginalnymi pracami Tichego. Gdyby nie jego wykształcenie i świadomość artystyczna można by powiedzieć, że był Nikiforem czeskiej fotografii. Z kolei jego voyeryzm, fetyszyzm i fascynacja zmysłową kobiecością, umiejscawiają go blisko Bruno Schulza.
Stan rzeczy. Wojciech Luchowski manager Galerii Fotografii pf |
Fragmenty ekspozycji Stan rzeczy, 14.12.2012 |
W CK Zamek prezentowana była wystawa przygotowaną przez Jarosław Klupsia i Marka Noniewicza. Kuratorzy sami interesują się i uprawiają stare techniki fotograficzne od lat uważnie obserwuję ich działania i po cichu im kibicuję. Na wystawie Stan rzeczy zaprezentowali prace artystów tworzących poza głównym nurtem ale odmiennie niż Tichy od wielu lat pracujący nad uzyskaniem doskonałej fotografii. Stałem tam porażony dokładnością szczegółów papierowych, solnych pozytywów z negatywów kolodiowych Ostermanów, który nawet w kompozycjach i tematach nawiązują do początków fotografii.
Wystawa była podróżą w świat prafotografii, podziwialiśmy subtelność obrazu kalotypowego, niejednoznaczność gumy, wciągającą nas magię dagerotypu a nawet symboliczne kompozycje pinholowe.
Wisienką na torcie była wystawa anomaliów z Muzeum Przyrodniczego w Poznaniu - Archiwum zoologiczne Wiesława Rakowskiego. Okazuje się, że całkiem przypadkowo zdjęcia Rakowskiego stały się
unikatowym wizualnym zapisem czasów, pomysłów i bardzo
charakterystycznego sposobu na wyjaśnianie świata natury.*)
I jeszcze wystawa polskich polaroidów - INSTANT CURIOSITIES - przygotowana przez Witolda Kanickiego. Byliśmy z nim umówieni na 7 grudnia ale niestety orkan Ksawery nie pozwolił abyśmy obejrzeli wystawę oprowadzeni przez jej kuratora. Polaroid to chyba najprostszy choć dość drogi sposób uprawiania sztuki. W zasadzie wszystko co wyjdzie z aparatu natychmiastowego może być od razu wieszane na wystawie. Polaroidy nawet nie udane są dobre.
Jakub Czyszczoń, Bez tytułu, 2013 (źródło: materiały prasowe organizatora) |
W czasach rozkwitu tej technologii na zachodzie, u nas była ona praktycznie nieosiągalna. Próba wyprodukowania i wprowadzenia na rynek radzieckiego aparatu Moment okazała się fiaskiem z powodu niskiej jakości i wysokiej ceny produkcji i eksploatacji. Wśród prac zgromadzonych na parterze Arsenału największe wrażenie zrobiły na mnie prace Marka Gardulskiego, pozytywy reprodukowane z czarno-białej negatywowej kliszy polaroida. Jakość obrazu, jego ostrość i równowaga tonalna są trudne do powtórzenia.
Tegoroczne Biennale jest dla mnie najciekawsze od wielu lat, może dlatego że znalazłem odbicie wielu moich prywatnych poszukiwań...
Towarzyszący 8. Biennale 400 stronicowy katalog sam w sobie może być źródłem potężnej liczby informacji i inspiracji dla każdego niemal miłośnika fotografii. Z Poznania wyjechałem z kilkoma kilogramami katalogów i literatury o sztuce, półka z przecenami w Arsenale jest nie do przecenienia.
__________
Ja nie wiem czym tu się przejmować. To w sumie normalne, ze ktoś się z czegoś naśmiewa gdy czegoś nie rozumie - takie już prawidla psychologii i mechanizmów radzenia sobie z tzw "dysonansem poznawczym". Jak ktoś czegoś nie "kupuje", bo od fotografii wymaga jedynie formy - jego problem.
OdpowiedzUsuńDorobek Pana Tichego również znam, czasami zazdrościłem mu umiejętności oraz sztywnego trzymania się "lini programowej" w jego twórczości. Z czasem mi to przeszło, ale to dobry przykład tego, że niedoskonałość i błąd można przekształcić w największy atut, gdy robi sie to umiejętnie i z głową.
(Aż mi to przypomniało pewien stary numer toruńskiej kapeli Rejestracja)
Widzę, że trochę mnie ominęlo na Biennale, choć na paru wystawach się pojawilem.
Pozdrawiam!
P.S. Nie wiedzieć czemu, gdy zobaczyłem te szubienice w Zamku, wiedziałem, że prędzej czy później znajdą się u Pana na blogu :)