wtorek, 16 lutego 2010

Archeologia fotografii


© 2009. Małgorzata Kozędra

Zdjęcie Małgorzaty Kozędry, wykonane w zeszłym roku gdzieś w dalekiej Azji, wywołało u mnie bezpośrednie skojarzenie z najstarszymi artefaktami fotografii.
 Lata 40 XIX wieku. Pionier, jeden z „ojców fotografii”, Wiliam H. Fox Talbot – uważnie rozgląda się wokół siebie i szuka tematów do swoich zdjęć... W latach '30 udaje mu się dokonać tego samego wynalazku co Daguerre i Niepce. Z tą tylko różnicą, że Talbot używa camery obscura. Zamiast pozytywów wykonuje negatywy, z których poprzez naświetlanie mogła powstać dowolna ilość odbitek. W metodzie opracowanej przez Daguerre'a jest to niemożliwe. Poza tym talbotypia (nazwana od nazwiska twórcy) przedstawia świat z właściwej strony, podczas gdy dagerotypia w sposób odwrotny. Zalety tej metody doprowadzają w krótkim czasie do jej upowszechnienia. Już w 1833 r. wpada na  pomysł utrwalania obrazu na papierze poprzez działanie światła. W 1835 r. wykonuje pierwszy negatyw fotograficzny. Przedstawia okna jego domu. Ma niewielkie wymiary 8,3 × 10,7 cm i obecnie przechowywane jest w National Museum of Photography, Film, and Television w Bradford
W 1839 r. -ogłasza wynalazek , a w 1843 – opatentuje talbotypię.
W wydanej, w Polsce, w zeszłym roku, książce Iana Jeffreya. Jak czytać fotografię. Lekcje mistrzów fotografii znajdujemy kilka efektów poszukiwań Talbota z lat '40 XIX w. Możemy krytykować, spierać się z autorem książki (częsta nadinterpretacja, skupianie się na obrzeżach zdjęcia, brak wielu sylwetek, powszechnie uznanych współczesnych fotografów). Ale nie to stanowi temat posta, lecz impresja, skojarzenie, którego przyczyną jest stóg siana - talbotypia z 1844 roku. Jeffrey próbując odczytać to zdjęcie, opisuje scenę ("siano ścięte i wysuszone, zebrane latem aby być pożywieniem dla bydła. Drabiny ułatwiały dostęp pracownikom"… bla, bla, bla). Drabina przy stogu wprowadzała element miary i ludzkiej skali - genialne przez swoją prostotę. Temat wraca po prawie 170 latach w pracy Małgorzaty.

czwartek, 11 lutego 2010

Janet Woodcock: estetyczny realizm

Inspiracje c.d

Copyright © 2010 Janet Woodcock Photography. All rights reserved.


Swobodne tłumaczenie: Pierwszym aparatem, który pamięta ze swojego rodzinnego domu  był Brownie. Drugie wspomnienie to magazyn Life, który co tydzień znajdowała w skrzynce pocztowej. W nim były fotografie największych mistrzów. Pewnego dnia, kiedy miała 17 lat, weszła do sklep fotograficznego w Detroit i za wszystkie pieniądze jakie miała, kupiła dwuobiektywową lustrzankę  Rolleiflexa  i 4x5 powiększalnik Beseler. Oba zobaczyła na wystawie sklepu i po prostu musiała je mieć! Do dzisiaj ciągle używa tego powiększalnika i jest on jedynym w historii jej ciemni. To po prostu przeznaczenie, inaczej nie mogło być. W 1980 roku zdecydowała się na uprawianie swojej pasji zawodowo. Studiowała przez rok w Instytucie Sztuki w Bostonie, a następnie po roku w New England School of Photography. Pracowała dla kilku gazet, tam się dowiedziała,  jak naprawdę,  robi się  zdjęcia. Do połowy lat dziewięćdziesiątych pracowała jako  freelancer. Wtedy postanowiła poświęcić całą energię na własne projekty.
Janet Woodcock preferuje tradycyjne rzemiosło fotograficzne. Używa klasycznych filmów i w  ciemni wykonuje tradycyjne odbitki srebrowe, które następnie tonuje tonerami wykonanymi według własnych receptur. Wierzy w  siłę fotografii, która jest dowodem istnienia.
Mnie zafrapowały portrety zwierząt gospodarskich (Barn Yard. Portraits of farm animals).




 
Copyright © 2010 Janet Woodcock Photography. All rights reserved.


Zdjęcia są  bardzo malarskie - i wręcz nadają się do powieszenia na ścianie - ale nie jest to zarzut z mojej strony - bo widać w tych obrazach pasję, szczerą duszę dokumentalisty, konsekwentne uprawianie fotograficznych typologii (patrz inne projekty np. warzywa/vegetables). Podświadomie czujemy, że autorka kocha świat, który fotografuje.
O Janet Woodcock przypomniałem sobie przeglądając cykl Waldemara Śliwczyńskiego "Cisza". Widzimy tam zabudowania wiejskie, w tym również obory i stajnie, ale bez ludzi i zwierząt - już opuszczone. Jak powiedział autor, po latach opuszczenia ulotnił się nawet zapach... Na zdjęciach Janet, możemy to sobie wyobrazić, znajdujemy zatrzymanych w czasie mieszkańców tych budynków.

wtorek, 9 lutego 2010

Kwas. O adeptach subiektywnie

Miarą dorosłości człowieka jest pokora.
Piotr Chojnacki*

 
 © Piotr Chojnacki: Kontury Realności


Kilka linijek z  książki-wywiadu z prof. Piotrem Chojnackim oraz ostatnie własne doświadczenia w fotoedukowaniu, spowodowały u mnie ogólne zniechęcenie do kontaktów z fotografami przed trzydziestką (dokładniej między '20 a '30; w młodszych możemy jeszcze pokładać nadzieję).
Młody człowiek wstępujący na drogę twórczą - poprzez medium, którego używa - pragnie "pokazać innym, czy wręcz ich nakłonić lub nawet zmusić do podziwu" *. W swojej arogancji, którą się nawet chlubi, nie chce oglądać innych twórców, "szczególnie starszego pokolenia, woli sam odkrywać Amerykę. Powiela pewne rzeczy, które już dawno się pojawiły"*. Nie chce poznawać podstawowych faktów i nazwisk, "grzebać się" w historii fotografii. Mówi i zachowuje się jakby był pierwszym człowiekiem na ziemi (albo ostatnim), który zajmuję się fotografią.Wie, że ma samorodny talent, którego nie chce wypaczyć niepotrzebną wiedzą. Efektem są zdjęcia albo niechlujnie, byle jak wykonane, albo skrajnie przeestetyzowane - absolutnie niestrawne. Umieszcza je później w którejś z wielu galerii internetowych i czeka na komentarze, oraz komentuje zdjęcia innych. O "głębi" tych ocen niech świadczą przytoczone niżej wybrane na chybił-trafił komentarze z jednej z wielu galerii internetowych.**  Jak się ma takie opinie to nie dziwi, że poczucie własnego ego puchnie jak balon.
Co ciekawe, taki młodzieniec zwykle jest fanem sprzętu, wie wszystko o parametrach nowych aparatów, potrafi z marszu dokonać porównania najnowszych Canonów i Nikonów. Niestety, ta wiedza nie przekłada się na jakość zdjęć (celowo nie piszę odbitek, bo dzisiaj zdjęcia rzadko przybierają formę papierową, funkcjonują tylko jako plik cyfrowy). Na wszystko braknie czasu, przede wszystkim na wykończenie. "Cyfra to szybkość, możliwość szybkiej obróbki, natomiast analog – plastyka obrazu, możliwość pracy w ciemni. Te wszystkie zabiegi z wywoływaczami i utrwalaczami uczą niesamowitej pokory i cierpliwości do fotografii, czego wielu młodym fotografom brakuje." To słowa Bartosza Mateńko, zdolnego, młodego (ur. 1987) człowieka ze Szczecina, którego cykle fotograficzne dają nadzieję, że w końcu nie jest tak źle, jak napisałem w pierwszej części tego postu.

 
© Bartosz Mateńko. Ukraińska Wigilia w Białym Borze
_________________________________________
* Piotr Chojnacki. Aura i sacrum. Poznań 2010

** Wynotowane z:   "....... to największa internetowa polska galeria fotograficzna. Znajdziesz tu ponad 1,5 mln zdjęć i 165 tysięcy zarejestrowanych użytkowników.":
"barzo przyjemny kadr"
"piekne i zmysłowe"
"Rewelacja!"
"świetnie zrobiłeś"
"jest klimat"
"piękne.. dramatyczne chmury i świetny kadr"
"koncepcyjnie, ciekawe:). pozdrawiam, zapraszam."
"Miazga"
"doskonałe, niezwykły klimat i światło. Podoba mi się bardzo"
"Czarnków POZDRAWIA !!!"
"niesamowite po prostu"
"brawo za pomysl ;-)"
"Świeża wiewióra, że zajebista Max mówić nie trzeba!"
"fajna mordka :-)))"
"Wspaniałe"

piątek, 5 lutego 2010

Żnin, 2009


Mistrz: Ireneusz Linde


Ireneusz Linde. Tatrzańskie impresje, 1985


Niestety, nie było mi dane było mi poznać p. Ireneusza Linde. Zachwyciłem się jego twórczością oglądając zdjęcia. Nasz kolega - Bogusław Biegowski - uważa że Ireneusz Linde był szaleńcem bożym - MISTRZEM FOTOGRAFII.   Zauważcie,  pewną prawidłowość wśród mistrzów. Aby być dobrym fotografem trzeba mieć w sobie niezwykłą osobowość. Mistrzowie  fotografii to nie są zwykli, szarzy ludzie. Do tego sam talent nie wystarczy, potrzebne jest też "doświadczenie" życiowe i biegłość techniczna, która uzyskuje się przez lata prób i poszukiwań.
Fotografia to wizualizacja egoistycznego sposobu patrzenia na świat, a do tego po prostu, potrzeba dojrzałości, odrobiny pokory wobec oporu materii, i odwagi do przekraczania konwencji i reguł.
Ireneusz Linde osiągnął niezwykłą biegłość w technice fotograficznej, ale podporządkowywał ją swojej artystycznej wizji. Udało mu się dotrzeć do istoty rzeczy, zawrzeć w fotografiach pierwiastek duchowy – mistyczny.
Spotkanie z Fotografią 6.02.2010 r.
Wiele jego zdjęć i cykli zawiera w nazwie pojęcie Impresja lub Impresje – i ukazują one subiektywne wrażenia Twórcy, odzwierciedlają ulotne chwile. Autor  przekazuje nam własny sposób odbioru. Impresja w jego fotografii to poranne mgły, odcienie jesieni, odbicia w wodzie, cienie, próby postrzegania więcej...
Zdjęcia Ireneusza Lindego pochodzą sprzed epoki fotografii cyfrowej, epoki, w której nie było  photoshopa i związanych z nim sztuczek. Jest to fotografia srebrowa w najczystszej postaci.
Dzisiejsze spotkanie ma przypomnieć, nie tylko zdjęcia, ale i niezwykłą osobę jaką był Ireneusz Linde - MISTRZ.

..: Notatki z prowincji :..

Notatki z prowincji. Listy z Suicide City 1.

Świat się szybko zmienia, zmienia się internet, powoli zmienia się i ten blog. Od jakiegoś czasu staje się dla mnie - jak to kiedyś p...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwatorzy