piątek, 9 maja 2014

Rekonstrukcja czasu



Granica między prawdą a fikcją jest tu zatarta
(Adam Wodnicki)






Czasami udaje się zrobić zdjęcie wyglądające jakby było zrobione 70 albo 100 lat temu. Co roku staram się choćby jeden raz wiosną lub jesienią wybrać z aparatem na poznańską Cytadelę. Jest to co prawda nie mój teren fotograficzny (B.B.) ale trudno mi (może poza Wapnem) określić jakieś miejsce jako fotograficznie swoje. Z pewnością nie jest nim Suicide City, bardzo watpię abym w najbliższej pięciolatce był gotowy z zestawem zdjęć zrobionych tutaj, tak naprawdę jest ich niewiele, tutaj rozstawiam aparat jedynie gdy mam wyjątkowe natchnienie - raz na kilka lat. 
Za to na poznańskiej Cytadeli zawsze znajduje coś nowego dla realizacji swoich tematów, teren jest przecież rozległy. Tym razem zabrałem wspomniany wcześniej i już przetestowany film Kodak Royal (wywołać do 1986 r.!). Stary negatyw załadowany do jeszcze starszego aparatu musiał wywołać obrazy, które nie zdarzają się codziennie. W ponury kwietniowy dzień, gdy zakończyłem poszukiwanie brakujących kadrów do cyklu Parki i ogrody pojawiła się najpierw ekipa filmowa nagrywająca spot reklamowy (czego nie fotografowałem) a kawałek dalej z mgły wyłonił się oddział jakiegoś niedzisiejszego wojska.
A wszystko zaczęło się od tego kadru, przez trawnik biegł żołnierz w przedwojennym mundurze, który nie zdążył na miejsce zbiórki...




Nie wiem czy takie sytuacje na Cytadeli zdarzają się często, czy miałem szczęście, że trafiłem na szkolenie artyleryjskie poznańskiej grupy rekonstrukcyjnej (?). Nie miałem problemów z uzyskaniem zgody na fotografowanie, w tym doborowym towarzystwie zabytkowy Rolleiflex przełamał wszelkie opory. Jednak, nigdy nie ufając sprzętowi, na uzbrojeniu miałem także lustrzankę małoobrazkową z nowym filmem Kodaka, jak widać przydała się bardzo. A papier też stary, kwadratowe wglądówki zrobiłem na Fotonbromie (10x10) a mały obrazek na Wephocie (18x24).







Mój sentyment przedwojennych mundurów (mimo ogólnej awersji do wojska) nie wziął się z niczego,  ma przyczyny rodzinne, mój dziadek ze strony mamy Wacław, w 1939 r. był kapralem w 14 DP Armii Poznań, walczył nad Bzurą pod dowództwem gen. Franciszka Włada. Po rozformowaniu dywizji w nocy z 15/16 września dziadek przebił się do Poznania, większość czasu wojny, z trudem przeżył w ciężkich obozach w Inowrocławiu i w Żabikowie pod Poznaniem. Drugi dziadek Józef, dostał się we wrześniu do niewoli i wojnę spędził w obozie jenieckim na terenie Rzeszy. Te opowieści są jeszcze nie zapisane... a powinny.











 



Nigdy nie wiadomo co się zepsuje, podwójne ubezpieczenie w postaci drugiego aparatu i świeżego materiału często procentuje.




------------oooooooooooooooo--------------

Pierwsze dni maja z spędziłem nad lekturą kolejnej książki Mariusza Wilka - Dom Włóczęgi (wydawnictwo Noir Sur Blanc, 2014). Spotykając się regularnie z autorem, wraz z nim dojrzewam, uczę się, nabieram dystansu. Literatura Wilka cały czas ewoluuje, staje się prozą na poły medytacyjną. Autor mniej podróżuje, za to obficie czerpie z zasobów swojej pamięci. Tym razem dużo pisze o literaturze, na kartach książki spotykamy się z Gombrowiczem, Miłoszem, Sebaldem, Nooteboomem, Nabokovem a na końcu z Wodnickim i Bouvierem.
Wilk przepysznie podaje opowieść o Chambo lamie Dasza-Dorco Itigiełovie i spotkaniu z nim. Otóż 15 czerwca 1927 roku lama Itigiełow - ówczesny zwierzchnik rosyjskich buddystów - zebrał swoich uczniów, siadł w pozycji lotosu i poprosił o odmówienie modlitwy buddyjskiej, która zazwyczaj jest pożegnaniem kierowanym do zmarłego. Uczniowie zdziwili się dlaczego mają odmawiać modlitwę żywej osobie? Lama więc odmówił ją sam i przestał oddychać. Przed swoim odejściem Itigiełow oświadczył: Przyjdźcie zobaczyć moje ciało po 30 latach. A po 75 latach powrócę do was.
Lama umarł, choć jego śmierci faktycznej nikt nie stwierdzał. Zgodnie z nakazem mnisi owinęli jego ciało jedwabistymi tkaninami i w tej samej pozycji lotosu umieścili w cedrowym pudle, całego zasypali solą i zakopali na wiejskim cmentarzu.  W 2002 r. nadszedł czas, aby wykopać go ostatecznie*) po 75 latach po śmierci. Misi wyciągnęli lamę Itigiełowa z pudła, przewieźli do Dacanu Iwołgińskiego (duchowego centrum rosyjskich buddystów) i umieścili go w szklanym sarkofagu.
Do dzisiaj Chambo lama Dasza-Dorco Itigiełov wygląda jak prawie jak żywy i wykazuje wszelkie oznaki ciała żywego człowieka: skórę ma miękką bez żadnych oznak gnicia, zachował się nos, uszy, oczy, palce rąk i stawy łokciowe pozostały ruchome. Świadkowie twierdzą, ze ciało wydaje przyjemny zapach, nie wyczuwa się trupiej woni. Lama nie leży jak mumia, a siedzi w cedrowym pudle w pozycji lotosu. Jak nazwać ten stan, w którym jest teraz Itigiełow? Rosyjscy naukowcy przyznali się, że na razie nie potrafią tego wytłumaczyć. Ciało lamy zupełnie nie jest podobne nawet do ciała Lenina, które ciągle przechowywane jest według technologii specjalnych, wymagających regularnej pielęgnacji. **)

_______
*) Wcześniej mnisi dwukrotnie, po 28 i 46 latach, wykopywali lamę Itigiełowa. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

..: Notatki z prowincji :..

Notatki z prowincji. Listy z Suicide City 1.

Świat się szybko zmienia, zmienia się internet, powoli zmienia się i ten blog. Od jakiegoś czasu staje się dla mnie - jak to kiedyś p...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwatorzy