Mój - ostatni przed krótką, wakacyjną przerwą - wpis będzie nawiązywał do roli fotografii w pracy badawczej Bronisława Malinowskiego, 90 lat temu. Temat, który "chodzi za mną" od kilku tygodni. Zainteresowanie Malinowskim nie jest u mnie nowe. W mrocznych latach 80-tych, wyszło kilka tomów jego DZIEŁ, ich lektura w czasach zamknięcia w realnym socjalizmie, pozwalała w łatwy i tani sposób podróżować na "wyspy szczęśliwe". Były czymś na kształt dziecięcych lektur o przygodach Tomka i opowieści Arkadego Fiedlera ale w dorosłym życiu. Poza tym dawały wiedzę o naturze ludzkiej, źródłach zachowań, o zjawiskach i procesach zachodzących w społeczeństwie. Książki te ciągle zajmują eksponowane miejsce w naszej bibliotece i czasami do nich zaglądamy. Niedawno na kanale TVP Kultura obejrzałem film Księżyc, morze i nastrój (The Moon, the Sea, the Mood, reż. Christian Kobald, Philipp Mayrhofer , Francja/Austria, 2007). Film jest dokumentem o Bronisławie Malinowskim - polskim antropologu społecznym, który pokazuje jak w świadomości mieszkańców Wysp Trobriandzkich zachował się obraz badacza sprzed prawie wieku.
Encyklopedia Britannica podaje, że był „jednym z najważniejszych antropologów XX wieku, którego powszechnie uznaje się za twórcę antropologii społecznej”. W 1914 roku wyjechał na Wyspy Trobriandzkie i przebywał tam cztery lata skrupulatnie notując w dzienniku wszystkie zdarzenia małe i duże z życia tubylców. Był pierwszym naukowcem, który zamieszkał razem z miejscowymi, by zgłębić tajniki ich egzystencji. Opublikowanie kilka lat temu dzienników Malinowskiego okazało się szokiem dla środowisk naukowych, bo zawiera wiele niepolitycznych refleksji naukowca-człowieka, który jak każdy, przeżywał chwile zniechęcenia, znudzenia i samotności. 27 grudnia 1917 roku pisał „Zmęczenie. Nie interesuje mnie etnologia. Życie tych krajowców wydaje mi się tak nieciekawe i pozbawione jakiegokolwiek znaczenia jak życie psa".
A lektura w innym miejscu ukazuje, że sprawy związane z „życiem seksualnym dzikich” pozostawały nie tylko w sferze jego naukowych dociekań. „Staram się porzucić matafizyczny żal, że ich wszystkich nie przelecę” zanotował, i gdzie indziej: „ubiegłej nocy znowu miałem silny atak monogamii, z awersją do nieczystych myśli i lubieżnych pragnień”.
Włoscy filmowcy podążyli śladem Bronisława Malinowskiego, który w 1914 roku wyruszył w trwającą cztery lata wyprawę na Wyspy Trobriandzkie. Rozmawiali z mieszkańcami, pytając o legendę, jaką owiana jest jego postać. Konfrontują opowieści z archiwalnymi zdjęciami oraz wspomnieniami Malinowskiego, który skrupulatnie notował wszystkie spotkania z tubylcami. Autorzy filmu obalają także kilka mitów związanych z Malinowskim poprzez zestawienie jego notatek z podróży z opowieściami ludzi, którzy do dziś o nim pamiętają.
Dzisiaj, na Wyspach Trobrandzkich, Malinowski jest mitem przekazywanym z ojca na syna. Opowieści o nim nie grzeszą głębią. Najczęściej to stwierdzenia, że był wspaniałym, zasłużonym naukowcem, bo opisał społeczność ich dziadków. Że był tutaj szczęśliwy, miał znakomite relacje z miejscowymi i że tylko nieco dokuczała mu pogoda. Na szczęście Włoska ekipa filmowa była dociekliwa i nie zadowoliła się ogólnikowymi wypowiedziami.
Na zdjęciach widzimy nie tylko rajskie widoki egzotycznej wyspy. Słyszymy wypowiedzi przyjezdnym, którzy opowiadają, jak trudno jest przetrwać w tej pozornie idealnej rzeczywistości. Powtarzają się okresy, kiedy nie można łowić ryb i pozostaje tylko jedzenie bulwiastych kłączy pochrzynu.
Dzieło Malinowskiego byłoby niepełne bez potężnej dokumentacji fotograficznej jaką tworzył w czasie swoich wypraw badawczych. Już w czasie pionierskich badań na Wyspach Trobrianda Bronisław Malinowski często korzystał: aparatu fotograficznego. Podczas tej pierwszej wyprawy, jej dokumentacją zajmować miał się, sam Witkacy (Stanisław Ignacy Witkiewicz, kuzyn i przyjaciel Malinowskiego). Doszło jednak do konfliktu między przyjaciółmi i Witkacy wrócił z Australii do Europy a Malinowski popłynął na Trobriandy. Interesujące mogły by być zdjęcia, które zrobiłby Witkacy, zapewne dalekie o obiektywnej, zimnej dokumentacji. Ostatecznie nasz badacz fotografował sam, początkowo z pomocą miejscowego fotografa B. Hancocka. Malinowski i Hancock wspólnie eksperymentowali z fotografią. Czasami „tracili czas na badanie nowego aparatu Billa", kiedy indziej zużywali sześć rolek filmów w niecały dzień.
Fotografie Malinowskiego, będąc unikalnym wizualnym zapisem życia na Trobriandach, odzwierciedlają jednocześnie zmianę teorii antropologicznej, (której on sam był twórcą) i zmiany jakie wtedy zaczęły zachodzić w samej fotografii. Zdjęcia Malinowskiego nie są już statycznym wizualnym zapisem - wyróżniają się dużą siłą obserwacyjności i badawczym podejściem do wyspiarzy.
Terence Wright, analizując pracę fotograficzną Malinowskiego pisze „Jego metoda pracy i proces podejmowania decyzji wydają się w pełni oczywiste - za przykład posłużyć może sekwencja budowy domu, z których jedna opublikowana została w "Ogrodach koralowych i ich magii". Robiąc zdjęcia z różnych punktów widzenia w dość krótkim odstępie czasu, Malinowski wykorzystywał aparat fotograficzny w celu badania danego tematu. Z przechowywanych w British Library of Political and Economic Science w London School of Economics* kolekcji zdjęć Malinowskiego wynika nie tylko, iż podejście takie jest typowe dla jego fotografii, ale również, że pozostaje ono w zgodzie z dotyczącymi zdjęć zapisami w dzienniku. Będzie planował fotografie i spędzał wiele czasu na pracy z aparatem fotograficznym i notatnikiem. Wywołane zdjęcia będą ocenione, a on sam „upokorzony słabymi wynikami", lub też podniecony „fotografiami, które były bardzo dobre!" (…) Najważniejszą jednak sprawą jest nie to, że Malinowski zabrał aparat fotograficzny w teren, lecz to, że rozwinął własne metody posługiwania się fotografią jako częścią pracy terenowej. Eksperymenty fotograficzne nie były nowością dla Malinowskiego - w domu Witkacego w Zakopanem towarzyszył wczesnym doświadczeniom Witkiewicza związanym z fotografowaniem przy świetle naturalnym. Dobrym przykładem może być tu zdjęcie Bronisław Malinowski (ok. 1912 roku), które ukazuje efekt silnego „rembrandtowskiego światła"**.
Malinowski nigdy nie robił zdjęć wyrwanych z kontekstu, wykonał niewiele portretów, artefakty zawsze musiały być sfotografowane w czasie posługiwania się nimi przez człowieka. Fotografie, które wykluczały czy rozmyślnie zacierały kontekst, nie miały dla niego wartości jako dokumentacyjnej; nie mogły rzucać światła na dane zagadnienie ani go wyjaśniać.
__________________________* Zbiór setek zdjęć Malinowskiego
** TERENCE WRIGHT. Antropolog jako artysta: fotografie Malinowskiego z Trobriandów. Konteksty nr 1-4. 2000
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz