piątek, 30 grudnia 2011

Inspiracje. Ekspresjonizm


Świat rodzi nowe czasy. Nie wiemy tylko, czy nadszedł już czas odrzucenia starego świata. (...) Oto niepokojące pytanie naszych czasów   / Franz Marc

„Oto Bunt, oto rozbicie stężałej skorupy, oto podarcie na strzępy uświęconej tradycji artystycznej; nowy sztandar wolności rozwinięty w więzieniu martwego grodu – a zatknięty na jego szczycie”   / Jerzy Hulewicz

 


W jeden z ostatnich dni AD 2011 wybraliśmy się do Gniezna. Jeszcze tylko do 15.01.2012 r.  w Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie prezentowana będzie wyjątkowa  wystawa o której, ...mało kto wie. Lubimy to muzeum, w którym zamiast wrzasku szkolnej gawiedzi - spragnionej gruntownej edukacji historycznej - panuje jakby przedwieczna cisza i spokój.  Gościa otacza atmosfera niemal jak z buddyjskiego klasztoru. Sama wystawa jest  utajniona i eksponowana w najbardziej odległej części muzeum. Aby do niej dotrzeć przejść trzeba przez równie ciekawą ekspozycję "Polska około roku 1000". Interesującą, bo jest to bogaty zbiór artefaktów z czasów Mieszka I i Bolesława Chrobrego, pochodzących z kilku polskich muzeów.



Tym razem przyjechaliśmy na "Bunt - Der Sturm - Die Aktion. Polscy i niemieccy ekspresjoniści". BUNT to jedno z najciekawszych zjawisk polskiej sztuki współczesnej. Skupieni wokół pisma "Zdrój" wydawanego w Poznaniu  (1917-1922) buntowcy przyjaźnili się i współpracowali z niemieckimi ekspresjonistami, skupionymi wokół pism „Die Aktion” oraz „DER STURM". Wspólnie wystawiali, wzajemnie oddziaływali na swoją twórczość. Ich drogi rozeszły się po wojnie, głównie z powodów ideologicznych. Niemieccy ekspresjoniści związani byli z ruchami lewicowymi a polscy buntowcy niepodległościowymi. (Znacznie szerzej temat opisany jest na stronie MPPP, gdzie zainteresowanych odsyłam >>). Pamiętajmy, że czasy były niespokojne, ważyły się losy świata. Czerwona zaraza po raz pierwszy poważnie zagroziła Europie.

Jerzy Hulewicz
Jerzy Hulewicz, Stanisław Przybyszewski jako Szatan

Zwiedzając wystawę mamy wrażenie, że znaleźliśmy się w scenerii filmów  Robert Wiene i Friedricha Wilhelma Murnau. W świat zdeformowany, a jednocześnie bardzo ludzki. Otaczają nas obrazy programowo antyestetyczne, nieskrępowane regułami, często wykonane prostymi i tanimi technikami, które odzwierciedlać miały głęboką jaźni artystów. Ekspresjoniści często przedkładali formę nad treść co widać szczególnie w niemieckiej części ekspozycji.






wtorek, 27 grudnia 2011

Inspiracje. Mikołaj Kulebiakin

Николай Кулебякин
Od kilku dni penetruję niezbyt mi dotąd znane, rozległe terytoria fotografii rosyjskiej. O ile zdarzały się możliwości zetknięcia z rosyjskim dokumentem (ostatnio 04. Festiwal Fotodocumentu w Poznaniu), to mniej znani są u nas artyści spoza tego nurtu. Zainteresowała mnie współczesna rosyjską fotografia, ale zdarza mi się zagłębić i w historię. Twórczość pioniera fotografii kolorowej - Sergieya Prokudina-Górskiego z początku 20 wieku jest dość dobrze znana i warta popularyzacji. W sieci znaleźć można obszerne zestawy tych zdjęć dokumentujących ostatnie lata carskiego imperium.



ОЛЬГА ПОЛЕСОВЩИКОВА

Impulsem był blog Krzysztof  Jurecki i jego artykuł o sztuce Olgi Polesovschikovej. Zachwyciły mnie (i nie tylko mnie) piktorialne zdjęcia Olgi, której udało się przełożyć duchowość orientu na język obrazu fotograficznego.  Więcej >>
Podczas penetracji rosyjskiej sieci znaleźć można wiele mniej lub bardziej udanych projektów. Ich poziom niewiele odbiega od tego co dzieje się u nas. Trafiają się jednak artyści nietuzinkowi.


Николай Кулебякин

Po raz pierwszy (!) natknąłem się na prace Mikołaja Kulebiakina /Николая Кулебякина/ (ur. 1959) - fotografa, często wystawianego w Moskwie i coraz bardziej rozpoznawalnego na zachodzie.
Kulebiakin uprawia  czystą Fotografię, nie skażoną przez eksperyment. Jego zdjęcia są obrazami metafizycznymi, przejrzystymi i prostymi.
Artysta ceniony jest przede wszystkim za uczciwość. Nie poddaje żadnym przekształceniem ani negatywu ani ostatecznej odbitki. Najczęściej wykorzystuje platynotypię. W tej technice przedstawić można najszerszą skalę odcieni szarości. Skali jakiej nie da się oddać w wydrukach cyfrowych a tym bardziej w internecie.





Krytycy porównują go z Paulem Strandem i Harrym Callahanem, ze względu na podobną umiejętność tworzenia kompozycji oraz z Jaromirem Funke i Josefem Sudkiem z powodu ich czystości i prostoty przekazu.   Z drugiej strony znaleźć można nawiązanie do tradycji sztuki modernistycznej, szczególnie rosyjskiej awangardy, znajdziemy u niego przejrzystość kompozycji, podobną jak u Aleksandra Rodczenki.

Костюм афинянок. Фриз Парфенона
Николай Кулебякин, 2009

Jeden z ostatnich projektów, instalacja (?) zatytułowana "Krótka historia sztuki" (Краткая история искусств, 2009) świadomie nawiązuje do artystycznego dziedzictwa ludzkości. Tworzywem jest w tym wypadku piasek, ziemia, światło.


piątek, 2 grudnia 2011

Czołg z Bornego

  ANALOGSY



     BORNE SULINOWO (GROßBORN, БОРНЕ СУЛИНОВО) to miasto interesujące przede wszystkim miłośników militariów. Wybrali je na miejsce swoich zlotów.
Borne w powszechnej świadomości funkcjonuje jako była baza radzieckiej Północnej Grupy Wojsk, której dowódcą był słynny gen. Wiktor Dubynin. Wcześniej dowodził wojskami radzieckimi w Afganistanie, później (za Jelcyna) był szefem Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Fakt, ze wojska rosyjskie wycofały się z Polski dopiero w 1993 r. to głównie jego „zasługa”. Był twardym graczem i umiał wykorzystać „polskie rozmemłanie”. „Błyskotliwa kariera generała Wiktora Dubynina zakończyła się niespodziewaną śmiercią w niedzielę, 22 listopada 1992 roku w Moskwie. Telewizja rosyjska zawiadomiła o tym z 36-godzinnym opóźnieniem, a prasa doniosła dopiero we wtorek 24 listopada. Jest to co najmniej dziwne, biorąc pod uwagę, że był on wtedy szefem Sztabu Generalnego i pełnił funkcję pierwszego zastępcy Ministra Obrony Federacji Rosyjskiej. Miał wtedy zaledwie 49 lat. Oficjalny komunikat mówił o raku płuc, lecz jego zejście należy chyba dopisać do długiej listy zaskakujących śmierci  polityków i wojskowych Rosji i ZSRR…”* Więcej >>
Całe miasto od podstaw wybudowali jednak Niemcy, w latach 30 XX w. jako Großborn (Stracony Zdrój). Gdy zbliżał się front w 1945 r. opuścili je, a sowieci przejęli bez walki. Jak weszli, tak już nie wyszli do 1993 r. "Znajdowała się tu dywizja oraz dwa pułki zmechanizowane, pułk oraz batalion czołgów, pułk artylerii, dywizjon artylerii przeciwlotniczej, bataliony: saperów, zaopatrzenia, medyczny, rozpoznawczy, brygada rakiet operacyjno-taktycznych, skład materiałów pędnych i smarów. W sumie garnizon liczył ok. 25 tys. żołnierzy, którzy do dyspozycji mieli poligon o pow. 18 tys. ha."*




     Przez 45 lat miasto nie istniało na mapach, nie figurowało nawet w spisie miejscowości administrowanych przez Polskę. Drogi wiodące do..., nieoczekiwanie kończyły się w lesie, wielkiej urody okoliczne lasy jeziora „nie nadawały się do biwakowania i pływania”. Opuszczając swoja polską kolonię, Rosjanie wywozili wszystko co się dało. Musieli jednak pozostawić groby najblizszych. Na cmentarzu w Bornem mamy dziwne wymieszanie motywów świeckich i religijnych. Często wykorzystywali elementy wzięte wprost z niemieckich cmentarzy, ale również tandetne detale z blachy czy plastiku. Szok przeżywamy na samym wejściu  widząc jaskrawo pomalowany "pomnik pepeszy".


W czerwcu 1993 roku, "rozpoczął się nowy, po raz pierwszy cywilny etap w historii Bornego Sulinowa. Zaczął się unikatowy w czasach nam współczesnych, w skali europejskiej, proces zasiedlania i zagospodarowania objawionego nagle, pustego miasta i przyległego poligonu o powierzchni 18 tys. hektarów.”* Proces w mniejszej skali, porównywalny z zasiedlaniem tzw. Ziem Odzyskanych po II wojnie światowej. Do dzisiaj przechadzając się ulicami Bornego można poczuć pionierską atmosferę. Do Bornego zjechali ludzie z inicjatywą, pomysłami, energią. Jadąc do kurortów nadbałtyckich warto nadłożyć kilka kilometrów aby pooddychać atmosfera wolności, zjeść tanio i dobrze. Drogi do wiodące Bornego są, o dziwo, szerokie i w świetnym stanie.


*z oficjalnej strony www.bornesulinowo.pl/

sobota, 26 listopada 2011

Inspiracje. Minimalizm. Jean-Pierre Melville (2).

   Le cercle rouge (W kręgu zła, 1970)



    W kręgu zła, to arcydzieło gatunku noir, drugi film w "trylogii Delona" Melville'a. W Samuraju motto zaczerpnięte było z księgi Bushido. W Le cercle rouge słowa hinduskiego filozofa Ramakrishny, tłumaczące oryginalny tytuł filmu: "W określonym dniu i godzinie nieznani sobie ludzie - cokolwiek by dotąd robili - spotkają się wewnątrz czerwonego kręgu nakreślonego przez Buddę, aby w nim żyć lub umrzeć". Losy trójki mężczyzn, których poznajemy w pierwszych sekwencjach obrazu są powiązane ze sobą i konsekwentnie doprowadzone do tragicznego końca. Zanim do tego dojdzie oglądamy między innymi: odjechaną scenę alkoholowego delirium Jensena (Montand, drugi filmik w tym poscie) i 25 minutową sekwencję napadu na sklep jubilerski, podczas której nie pada ani jedno słowo.
Dzięki występom w filmach Melville'a Alain Delon'owi udało się zerwać ze stereotypem amanta. Grane przez niego postacie przestępców są małomówne, szorstkie, wydają się pozbawione uczuć wyższych. To profesjonaliści wykonujący swoją gangsterską pracę. Reszta obsady też jest przednia Yves Montand, Gian Maria Volonté i komik Bourvil, któremu przypadła poważna i melancholijna rola inspektorai. François Périer, który w Samuraju grał komisarza tym razem występuje w roli właściciela nocnego klubu, zmuszonego do współpracy z policja przez dobrodusznego, z pozoru, inspektora Mattei.


Film doczeka się wkrótce nowej wersji.   Zupełnie niepotrzebnie, po co poprawiać coś co jest doskonałe?

    Oglądając uważnie film znajdziemy smaczki fotograficzne. Mural, bilboard na ścianie (murze?) w 30 minucie filmu informujący, że akcja filmu w tym momencie toczy się się w mieście wynalazcy fotografii - Niecephore Niépce. Chodzi zapewne o  Chalon-sur-Saône (w Burgundii)  gdzie urodził się Niepce.




    W połowie filmu mamy scenę pracy policyjnego fotografa dokumentującego miejsce "zdarzenia". Wielkie wrażenie robi aparat Graflex(?), którym ów się sprawnie posługuje.


 
                                                                                                         
Le cercle rouge, Francja/Włochy, 1970, 140 min
scenariusz i reżyseria:  Jean-Pierre Melville
Muzyka: Eric Demarsan
Zdjęcia: Henri Decaë
Montaż: Marie-Sophie Dubus
Obsada:
Alain Delon jako Corey
Bourvil jako komisarz Mattei
Gian Maria Volontè jako Vogel
Yves Montand jako Jansen

niedziela, 20 listopada 2011

Inspiracje. Minimalizm. Jean-Pierre Melville (1).

Samuraj. (Le Samourai, 1967)
    Z wielką przyjemnością, obejrzałem dzisiaj, klasyczny film gangsterski Jeane-Pierre Melville'a z 1967 r.  Reżyser jest nieco zapomniany, ale w środowiskach fanów filmu i filmoznawców bardzo ceniony i oglądany. Filmami Melville’a (1917-1973) inspirowali się m.in. Jim Jarmusch, Martin Scorsese, Quentin Tarantino. On sam z kolei zafascynowany był amerykańskimi filmami noir, tak bardzo, że nawet ubierał się jak bohaterowie tamtych filmów: kapelusz borsalino, czarne okulary, trencz a jeździł wielkim amerykańskim samochodem.  Nawet nazwisko Melville było efektem tych fascynacji (urodził się w jako Jean-Pierre Grumbach).


    Filmy Melville’a, mimo stylu i cytatów z  amerykańskiego kina gangsterskiego, są dziełami oryginalnymi  i rozpoznawalnymi,  zwłaszcza tzw. trylogia Delona: Samuraj (Le Samourai, 1967), W kręgu zła (Le Cercle rouge, 1970) i Glina (Un flic, 1972).  Jest w nich to niesamowite dotknięcie artysty geniusza. Tworzą spójną koncepcję intelektualną i wizualną. Pierwsza część tryptyku Samuraj to thriller zbudowany wyłacznie z elementów podstawowych.
Konstrukcja, scenografia, kadrowanie, poszczególne ujęcia i gra aktorska są zredukowane do minimum. Alain Delon, jako zawodowy zabójca  Jef Costello, sprawia wrażenie znużonego i niechętnego otoczeniu. Widzimy to w wyrazie  twarzy i powściągliwości w ruchach. Jego bohater wypowiada zaledwie kilka zdań. Pierwsze słowa padają dopiero w 10 minucie filmu.

    Melville jest mniej zainteresowany ukazaniem przemocy, bardziej zależy mu na budowaniu nastroju. Tempo filmu jest stałe i powolne.  Sceny popełniania przestępstw, w tym zabójstw pokazuje na zimno, jak zwykłe rutynowe czynności. Melville celowo rezygnuje z użycia środków, które podniosły by ich widowiskowość.
Współczesnego widza dziwić mogą  siły i środki policyjne użyte w celu złamania alibi Costello, jakby w paryskiej policji nie było księgowych. Film jest jednak skrajnie stylizowany i w tym tkwi jego urok i siła. Nastrój filmu doskonale podkreśla muzyka François de Roubaix.

                                                                                                         
Samuraj (1967); Le samouraï (tytuł oryginalny); 105 min;  premiera 25.10.1967 
Reżyseria: Jean-Pierre Melville
Alain Delon: Jef Costello
François Périer: komisarz policji
Nathalie Delon: Jane Lagrange, dziewczyna Jefa Costello
Cathy Rosier :
Valérie, pianistka

piątek, 18 listopada 2011

Wapno. Dokumentacja 2004-2010


Kilka dni temu powiększyłem ostatnią, wystawową, odbitkę z wapieńskiej dokumentacji. SOLANIE, orkiestra kopalniana z Kłodawy na tle budynków kopalni w Wapnie. Wydarzenie miało miejsce ponad rok temu, kiedy to Jurek Jernas kręcił swój dokument Bohaterowie z Wapna. Wykonałem wtedy kilka reporterskich zdjęć (cyfrowych) z akcji. Zdążyłem jeszcze wysłać je na Moją Wielkopolskę 2010. Premiera filmu miała miejsce w Barbórkę 2010. Film zaczął żyć własnym życiem, a ja zdecydowałem zamknąć wreszcie, swój projekt, nad którym pracowałem od 2004 roku. Zdjęcia były raz lepsze a raz gorsze; eksperymentowałem z różnymi technikami, cyfra, pinhole, film, fotokast. Ostatecznie zdecydowałem się powiększyć negatywy czarno-białe. Spędziłem w ciemni kilka tygodni, efektem jest ponad 20 powiększeń 30x40.
Z sesji 2010 został mi jeszcze jeden negatyw czarno-biały i dopiero teraz zabrałem się za powiększenia. To zdjęcie ma być zwieńczeniem  całego cyklu. Jeszcze tylko pass-partu, opisanie obrazów  i wyjazd do Gminy Wapno z gotową pracą, może będą chcieli wystawić? Niestety kilka miesięcy temu, po ciężkiej chorobie, odszedł p. Zygmunt Kubasik (więcej >>), strażnik pamięci o kopalni, człowiek wielkiego serca, znany i szanowany przez wszystkich.


piątek, 11 listopada 2011

Pamiątki z PRL-u. Modernizm w Wielkopolsce

Kaliska fabryka pluszu "Runotex". Fot. S. Arczyński

Wygrzebałem dzisiaj mocno zakurzoną książkę, z czasów gierkowskiej prosperity, pt. "Poznańskie w Polsce Ludowej. Rozwój, perspektywy". Dzieło  wydane zostało przez  Wydawnictwo Poznańskie w 1975 z okazji 30 lecia PRL. Jest to praca zbiorowa pod redakcją Jerzego Topolskiego. Artykuły pisane są drętwą socjalistyczną nowomową: "W latach 1946-1970 nastąpił poważny wzrost konsumpcji ludności zamieszkującej obszar Wielkopolski, wyrażający się cztero i półkrotnym zwiększeniem funduszu spożycia". Autorzy wymieniają w liczbach i procentach sukcesy jakie w różnych dziedzinach udało się przez 30 lat osiągnąć w województwie wielkopolskim. Okazuje się, że żyliśmy wtedy w raju, w ogóle nie zdając sobie z tego sprawy. Mnie jednak zainteresowały zdjęcia ilustrujące teksty zamieszczone w książce. Są one bardzo dobrze  wykonane (ale gorzej wydrukowane). Mamy na nich wiele przykładów modernizmu obowiązującego w polskiej architekturze do końca lat '80 XX wieku.

Spółdzielczy Dom Handlowy "Mercury" w Pile. Fot. S. Ossowski
Dom Handlowy w Szamotułach. Fot. J. Unierzyski
Zespół szkół zawodowych w Ostrzeszowie.  Fot. S. Arczyński
Dworzec Główny w Poznaniu. Fot. J. Korpal
Nowy dworzec PKP w Lesznie. Fot. S. Wiktor

Fragment trasy E-8 u wylotu z Poznania. Fot. S. Ossowski

sobota, 22 października 2011

Czas się obudzić, kolesie!*

Jedyna różnica między mną a surrealistami jest taka, że to właśnie ja jestem prawdziwym surrealistą. (Salvador Dalí)
 


    W 2011 roku  już 12 osób, odebrało sobie życie w Suicide City... Czarna seria trwa, bez przerwy, od 2007 roku. Postkomunistyczne władze, niewiele ponad 20 tysięcznego**, Suicide City nie widzą problemu. Przyczyny targnięcia się na życie są zawsze "osobiste". Winą samobójcy jest, że nie ma dla niego pracy, że wpada w spiralę długów, że z tych powodów rozpada mu się rodzina...


Przez ponad 3 lata istniał jakiś niepisany układ miedzy ratuszem lokalnymi mediami, aby nie podgrzewać atmosfery a sprawę zamiatać pod dywan. Po jakimś czasie dywan okazał się za mały i problem zaczął spod niego wyłazić. Prasy ogólnopolskiej nie udało się ocenzurować i pojawiły się artykuły o przeklętym mieście w Fakcie i Wprost. Kolejne przypadki, z pewną nieśmiałością, ponownie odnotowywać zaczęła lokalna prasa.


Uniwersyteccy socjo- i psycho-logowie tylko czekają na zaproszenie do zbadania zjawiska. Nikt ich jednak nie zaprosi, bo ratusz wie doskonale, jaka jest przyczyna fali samobójstw i nie zamierza nic zmieniać. Jest dobrze jak jest. Ludzie umierają, bo są bezsilni, a na Titanicu trwa nieustający bal. Ci co mieli dosyć determinacji i odwagi już dawno wyjechali, bliżej lub dalej.
W świecie fotografii i reklamy Suicide City słynne jest kalendarzem wydawanym przez tutejszą fabrykę trumien. Trumny  reklamują skąpo ubrane panienki, wyginające się na stylowych trumnach. W kalendarzu 2012 panny są już całkiem nagie i fantazyjnie pomalowane. Body painting to też sztuka.
Świat Suicide City jest tak surrealistyczny, ze nawet mistrz Salvador by go nie wymyślił.

2007
     Gorączka obejmuje całą Europę i Amerykę. Tym razem nie będzie bezboleśnie. 1% populacji ma wszystko pozostali zaledwie tyle aby przeżyć kolejny dzień. Syci urzędnicy, na kolejnych szczytach Unii debatują jak zjeść i utrzymać ciastko. Jednak czas zmian jest nieuchronny. Na razie, na ulicę wyszli oburzeni, wkrótce wyjdą i zgorzkniali-wkurwieni. Wyjdą na ulicę bo nie mają nic do stracenia, poza "śmieciowymi umowami". Młodzi potrafią się świetnie organizować za pomocą internetu. Bez trudu znajdą przepisy na  "koktajle Mołotowa". Wkrótce zapłoną nie tylko kosze na śmieci. Czas się obudzić, kolesie!

2008
___________________
* Tytuł dzisiejszego postu wzięty został z planszy, która stała na rynku w Suicide City w 1991 r., w czasie imprezy Eko-Czad 
** Był czas, że miasteczko miało prawie 30 tys. mieszkańców. Aktualnie najwyżej 24 tys. 

..: Notatki z prowincji :..

Notatki z prowincji. Listy z Suicide City 1.

Świat się szybko zmienia, zmienia się internet, powoli zmienia się i ten blog. Od jakiegoś czasu staje się dla mnie - jak to kiedyś p...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwatorzy