piątek, 7 listopada 2014

ZAMYKAM OCZY. Witek Jagiełłowicz poeta obrazu.



(...) każda hiperfotografia w jakimś sensie jest nierealistyczna. A to dlatego, że zwraca uwagę przede wszystkim na swą własną formę. Taka też jest fotografia elementarna. Logiczna i racjonalna, czysta i perfekcyjna, ujmująca prostotą, ale i swą harmonią poetycka. Wymaga artystycznej konsekwencji i  warsztatowej dyscypliny, odkrywczej pasji i inwencji - niezbędnych po to, by fotografując to, co potoczne, pokazać rzeczy „niewidzialne”. Fotografia ta, stwarzając nową rzeczywistość, rzeczywistość własną, sam obraz czyni kryterium prawdy. Jest taka, że dałoby się o niej powiedzieć: „jedna fotografia, a ile fotografii!”. Powstając w świadomości twórcy, bywa funkcjonalna względem indywidualnie pojmowanej przez niego rzeczywistości – zarazem obiektywnej i przezeń stwarzanej.  Być może jest tym samym utożsamiana przez artystę z jego własnym tej rzeczywistości ideałem. 
Jerzy Olek, Karkonosze, katalog, Galeria Sztuki Współczesnej, Jelenia Góra, 9.1984 r.

Witold Jagiełłowicz. Rychlik 30 grudnia 2009 r .
 47,5x48,7cm 1/2

Te słowa Jerzego Olka pozwoliłem sobie zacytować jako motto wstępu do wystawy niezwykle wrażliwego choć niestety mało znanego fotografa Witolda Jagiełłowicza. Mam nadzieję, że zaplanowana na 3 grudnia 2014 wystawa stanie się pierwszym krokiem do wyjścia z cie(m)nia - fotograficznej poczekalni. Piszę te słowa 5 listopada, miesiąc przed wernisażem wystawy ZAMYKAM OCZY, którą od kilku miesięcy Witek przygotowuje specjalnie dla naszej Galerii. Jak już niejednokrotnie pisałem staram się tylko wyjątkowo pisać na tym blogu o wydarzeniach związanych z moją pracą zawodową-codzienną, taki wyjątek zdarza się się jednak co jakiś czas. Trudno znaleźć granicę między tym co trzeba (praca) a tym co się chce (działalność i twórczość prywatna), takim przypadkiem jest Witek Jagiełłowicz, którego znam od wielu lat jako przyjaciela B. Biegowskiego, jeszcze z Trzcianki i osobę współtworzącą projekty KF ŚWIETLICA. Osobiste (exactly!) prace zobaczyłem całkiem niedawno, po wystawie fotomontaży Henryka Króla (2012), Witek pokazał nam kilkanaście stykówek swoich prac fotograficznych. Mam wrażenie, że wszyscy którzy pochylili się nad stołem z miniaturami Witka odnieśli wrażenie, że obcują z estetycznym objawieniem, że obrazy subtelnie poruszyły neurony w naszych głowach. Mnie zaskoczyła elementarność i skrajny minimalizm ale również perfekcyjne wykonanie i przygotowanie do ekspozycji dla małego grona na boku Galerii.
Fotograficzne korzenie Witolda Jagiełłowicz znajdują są w Trzciance, która  w latach 80 XX wieku była wylęgarnią fotograficznych talentów jak bracia Biegowscy. Grupa wychowanków Henryka Króla konsekwentnie zgłębiała tajniki procesu żelatynowo-srebrowego by w końcu wyposażeni w perfekcyjny warsztat realizować się na własnej drodze. W zasadzie niewiele wiem o pierwszych poszukiwaniach fotograficznych Witka, jedynie to, że od samego początku bardziej interesowała go kreacja niż dokumentacja. Takie też były jego pierwsze świadome poszukiwania skupiające się, jak to się często zdarza, wokół autoportretu.


Witold Jagiełowicz
Poznań 20 lutego 2012 r. 42x59cm 1/1

Myślę, że pierwsze działania fotograficzne Witka wpisują się zapoczątkowany w latach 80 XX w, osobny nurt w polskiej fotografii, zwany fotografią elementarną. Tworzyli go artyści głęboko zaangażowani w obserwacje natury. Cenią oni bezpośredniość i precyzję odwzorowania stanu natury, czemu powinna towarzyszyć umiejętność dostrzegania i analizy zjawisk w naturze oraz uchwycenie ich we właściwym momencie. Stosuje się tam na ogół tradycyjne wielkoformatowe kamery, a nawet fotografię otworkową (pinhole), co traktowane jest też jako opozycja wobec najnowszych technologii elektronicznego zapisywania i przetwarzania obrazów. Chociaż czasami pojawiają się tutaj obrazy stylizowane na dawne epoki, to nurt ten stał się jak najbardziej współczesną propozycją, która była reakcją na oschłość konceptualnego fotomedializmu. Podkreśla się tutaj zarówno techniczną specyfikę fotografii, jak i głęboko osobiste przeżywanie świat. Twórcami z tego kręgu są Wojciech Zawadzki, Andrzej Jerzy Lech, Ewa Andrzejewska, Janusz Leśniak, Marek Szyryk i przedwcześnie zmarły (2008) Ireneusz Eryk Zjeżdzałka. Bliscy takiemu pojmowaniu fotografii są także Stanisław J. Woś (1951-2011) i Paweł Żak, którzy jednak często inscenizują swoje fotografie i stosują fotomontaż. Ich styl można by nazwać neopiktorializmem z powodu dbałości o estetyczne opracowanie odbitek oraz odwołań do czystej wrażeniowości. 


Witold Jagiełłowicz. „Ikar” Poznań październik 2014 r.
2x- 70x106cm 1/1

Twórczośc Witka bliższa jest temu drugiemu nurtowi, znajdujemy też wyraźne odniesienia do praskiego samotnika Josefa Sudka, poety kamery, który potrafił zaczarować najbardziej niepozorne i drobne fragmenty otaczającego świata. Takimi są jego cykle martwych natur, pejzaży z okolic Pragi czy z podmiejskich lasów. Takim magicznym miejscem stał się tez ogródek otaczający maleńką pracownię wciśniętą w podwórko czynszowych kamiennic - temat najsłynniejszego cyklu. 
Podobne są niektóre zdjęcia Witka, ich tematami są miejsca i obiekty głęboko osadzone w krajobrazie codzienności, wręcz ocierające się o banał ale uderza w nich niezwykła dbałość o formę i kompozycję obrazu fotograficznego, ograniczenie do niezbędnych elementów a często i skrajny minimalizm. Czasami wydawać byś się mogło, że Witek wykorzystuje  fotografię głównie w celu uzewnętrznienia swojej autoekspresji, a mniej istotna jest dla niego rejestracja zewnętrznych kształtów świata. Twórczość Witka Jagiełłowicza jest bardzo osobna i prywatna zarazem, fotograf  często wykorzystuje swój wizerunek albo wręcz odciski fragmentów własnego ciała. Takie są jego ostatnie prace nawiązujące zarówno do początków fotografii jak i awangardy XX w. 
Subiektywny odbiór świata, minimalizm i poezja nie do końca określają  twórczość Witka Jagiełłowicza. Od samego początku jest jednym z filarów Kolektywu Fotograficznego ŚWIETLICA. Brał udział przy realizacji wszystkich, przeważnie wielkoformatowych projektów: Zorki-Prawdziwa historia, Obscur (camera obscura), Ostatni mieszkańcy Starego Rynku a ostatnio INSIDE-OUTSIDE. Są to działania stricte dokumentalne ale wykonane tradycyjnymi technikami tzw. analogowymi z camerą obscura włącznie. 




Witold Jagiełłowicz.
Poznań 01 grudnia 2012 r. 42,5x57cm 2/2


Na wystawie znajdzie się kilka zdjęć o proweniencji dokumentalnej ale są to kadry zawierające dużą dozę niedomówienia i ulotnej poezji. Tytuł wystawy mógłby być również tytułem filmu Cristiana Mungiu i jak w obrazach rumuńskiego reżysera również o fotografiach Witka nic nie wiemy do końca na pewno, przekaz znajduje się między kadrami, na pierwszy rzut oka widzimy fotodokument ale po uważniejszym przyjrzeniu się wydaje nam się, że jednak nie o czystą rejestrację chodziło autorowi. Tropem może dla nas być wielokrotne nawiązywanie przez Witka do tragedii mitycznego Ikara. Jedno z tych zdjęć autor zatytułował, po prostu, Upadek Ikara (Dębki 07 czerwca 2 012r. 56x42cm 1/1). Sceneria  zdjęcia mogła by być ilustracją wiersza Miłosza Piosenka o końcu świata, w którym poeta nawiązywał bezpośrednio do obrazu P. Bruegla. Widzimy rozległą bałtycką plażę, może po sezonie(?) po której przechadzają się nieliczni spacerowicze, większość kadru zajmuje jednolite szare niebo. Na tym niebie niezbyt wyraźna smuga. Ikarowi nie udało się wzlecieć ku słońcu, próbował ale w końcu upadł, nikt poza fotografem tego zdarzenia nie widział, nie wpłynęło ono na ludzi przechadzających się plażą. Zdjęcie Witka, wiersz Miłosza zdają się być parabolami ludzkiego losu a w naszym wypadku wszelkiej maści artystów z fotografami włącznie, najczęściej tak mało efektownie kończą się się śmiałe plany i szczytne zamierzenia. W młodości planujemy wiele, wszyscy chcemy być artystami, niestety codzienne mitręga szybko nas weryfikuje, walka o byt codzienny o osiągnięcie a potem utrzymanie poziomu życia szybko sprowadza nas do pionu. Dużo w tym i naszej winy, młodość zamiast tworzyć coś sensownego trwoni czas na zabawę i inne przyjemności... a zresztą kogo nasza twórczość obchodzi. Nielicznym się jednak udaje, może warto próbować? Wyjście? Jest bardzo proste, fotografia albo rodzina, rodzina i inna praca. Jeśli fotografia jest dla nas naprawdę ważna to poświęćmy się jej na 100%, koniecznie zawodowo i to jak najszybciej, przed trzydziestką a nie jęczmy później, że nie mamy czasu i kasy aby zrobić powiększenia, przygotować wystawę, album, katalog. Albo zawodowstwo albo tkwienie w niszy, niszy, niszy... Nie da się osiągnąć zadowalających efektów w uprawianiu fotografii weekendowo, od czasu do czasu. Wybierając drogę tworzenia na marginesie realnego życia wspiąć się możemy jedynie na poziom szlachetnego miłośnictwa.

Podążam więc za Witkiem, zamykam oczy i...

       ---

Witold Jagiełłowicz napisał o sobie: urodzony w 1967 roku w Trzciance. Pierwsze prawdziwe lekcje fotografii odebrał w latach 80-tych na kółku fotograficznym prowadzonym przez Henryka Króla w Trzcianeckim Domu Kultury. Współzałożyciel „Foto Klubu MC” i od początku jego powstania aktywny uczestnik licznych akcji artystycznych, wystaw i sympozjów fotograficznych organizowanych przez Trzcianecki Klub. Członek Zarządu  Nadnoteckiej Fundacji Artystycznej.
Po krótkiej przygodzie z fotografią prasową w latach 1992-1997 ,dokonuje oddzielenia życia zawodowego od pasji fotograficznej, którą traktuje jako przestrzeń wolności. Wraz z Bogusławem Biegowskim i Pawłem Kosickim jest współinicjatorem powstania w październiku 2008 roku Kolektywu Fotograficznego „Świetlica” skupiającego ludzi wcielających w życie utopijną idę kolektywnej pracy twórczej z zachowaniem i wspieraniem indywidualnych postaw artystycznych. Jest współautorem i uczestnikiem wielu działań fotograficznych realizowanych przez „Świetlicę”.






Piosenka o końcu świata

Czesław Miłosz
      W dzień końca świata
      Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
      Rybak naprawia błyszczącą sieć.
      Skaczą w morzu wesołe delfiny,
      Młode wróble czepiają się rynny
      I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.
      W dzień końca świata
      Kobiety idą polem pod parasolkami,
      Pijak zasypia na brzegu trawnika,
      Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa
      I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa,
      Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa
      I noc gwiaździstą odmyka.

      A którzy czekali błyskawic i gromów,
      Są zawiedzeni.
      A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
      Nie wierzą, że staje się już.
      Dopóki słońce i księżyc są w górze,
      Dopóki trzmiel nawiedza różę,
      Dopóki dzieci różowe się rodzą,
      Nikt nie wierzy, że staje się już.

      Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
      Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
      Powiada przewiązując pomidory:
      Innego końca świata nie będzie,
      Innego końca świata nie będzie.

Ocalenie, 1945

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

..: Notatki z prowincji :..

Notatki z prowincji. Listy z Suicide City 1.

Świat się szybko zmienia, zmienia się internet, powoli zmienia się i ten blog. Od jakiegoś czasu staje się dla mnie - jak to kiedyś p...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwatorzy