środa, 8 marca 2017

Grotowski (I). Redukcja

Sztuką jest to co ukryte.
Sebastian Jean-Louis de Piés (1657-1712)


Ach... żyliśmy... Adam Wojda, Małgorzata Walas-Antoniello, Daria Anfelli. 2016 


Ku teatrowi ubogiemu (Towards a Poor Theatre), najsłynniejsza książka o teatralnych poszukiwaniach Grotowskiego wydana została nakładem Odin Teatrets Forlag w sierpniu roku 1968 roku. Na okładce jako autor widnieje Jerzy Grotowski, mimo że nie wszystkie teksty zostały stworzone przez niego, a współtwórcą całości był Eugenio Barba. Wkrótce ukazały się  przekłady na perski, niemiecki, hiszpański, włoski, japoński, francuski, portugalski, serbsko-chorwacki. Z wielu powodów (jakich? --> wszystkich zainteresowanych odsyłam na stronę Instytutu im. Jerzego Grotowskiego/Encyklopedia) polska edycja Ku teatrowi ubogiemu ukazała się dopiero w roku 2007, nakładem Instytutu, przekładu dokonał Grzegorz Ziółkowski. To wydanie uzupełnione zostało rozległym komentarzem edytorskim Leszka Kolankiewicza.


Ach... żyliśmy... Daria Anfelli, Adam Wojda. 2016



We wspomnieniach Gabriele Vacis książka  jawi się jako tekst święty, ewangelia ludzi teatru. „Ktokolwiek brał ją do ręki, kartkował pospiesznie pierwsze rozdziały, może zatrzymywał się przy jakimś tytule: "Ku teatrowi ubogiemu", magiczny slogan, który stanowił też jakby określenie całego teatru tego okresu. (…) jednak każdemu śpieszyło się na stronę 153. I jeśli wzięło się do ręki książkę któregokolwiek z przyjaciół, widać było ciemniejszy pasek, efekt zużycia, blok osiemdziesięciu  stron, od 153 do 231. To były ważne strony -  dwa rozdziały zatytułowane  "Trening aktora 1959-1962" i "Trening aktora (1966)". To tu były ćwiczenia. To na tych stronach opisano trening. Dzięki nim każdy mógł robić mostki i stawać na głowie. To opisano prosto i precyzyjnie (…). W książce znajdowało się legendarne ćwiczenie ćwiczenie "kot":…ćwiczenie to zostało oparte na obserwacji kota, który budzi się i zaczyna przeciągać. Osoba wykonująca ćwiczenie”…itd., bla, bla, bla. „Można było godzinami wykonywać to ćwiczenie z książką w ręku, ruch po ruchu.” (…) A zatem każdy, kto posiadał  „Ku teatrowi ubogiemu”, gdy otwierał książkę na stronach poświęconych ćwiczeniom, sądził, że nauczy się wykonywać trening jak aktorzy Grotowskiego.” W tym kontekście Vacis zadaje pytanie czy każdy, kto postępuje według wskazówek z książki kucharskiej, myśli, że potrafi przyrządzić przepiórki w sarkofagach równie dobrze jak madame Hersant w „Uczcie Babette”.
Miesiąc przed premierą „Apocalypsis cum figuris” zespół Teatru Laboratorium, (1968) uświadomił sobie, że dysponują materiałem na 22 godziny spektaklu; zaczęli więc selekcję, wyrzucali i skracali, „pracowali nad każdym szczegółem, krok po kroku, aż zmontowali pięćdziesiąt pięć minut.  Z dwudziestu dwóch godzin zostało pięćdziesiąt pięć minut.” Pominęli całe sceny, które wcześniej pochłonęły dni i godziny pracy. Kiedy widzimy, jak coś przychodzi na świat i rozwija się, łatwo się w tym zakochać. Wycinanie scen i rezygnowanie z nich jest trudne. Podczas relacjonowanego przez Vacisa - wykładu Grotowskiego (Turyn 1991), przytacza historię ważnej,  sceny z „Apokalypsis”, mocno uzasadnionej, przepracowanej „w każdym szczególe, zarówno pod względem dźwięku jaki i obrazu. Każda zmiana sceny została poddana ocenie w oparciu o kryteria logiki i spójności. Scenę ukończono, wydawała się odpowiednia, gotowa, mimo to nie umieścili jej w spektaklu. Jednak gdzieś pozostała.”


Ach... żyliśmy... Adam Wojda, Daria Anfelli, Małgorzata Walas-Antoniello. 2016  


Dalej Grotowski nawiązuje do odkrycia jakiego dokonano podczas konserwacji ołtarza Wita Stwosza: Konserwatorzy odkręcili śruby i odbili gwoździe, i ujrzeli coś, czego nikt nigdy nie widział, ponieważ było skierowane do wewnątrz. Zobaczyli, że tył tablic również jest rzeźbiony. Jakby postaci po widzialnej stronie tablic ołtarza były wyłącznie zarysem scen, które znajdowały swoje zwieńczenie na odwrocie, po stronie niewidocznej dla oka. Front ołtarza, czyli to, co uważaliśmy za wszechświat Wita Stwosza, stanowił w rzeczywistości jedynie trzydzieści, czterdzieści procent jego dzieła. Okazał się widzialną stroną świata, zasłaniającą jego najbardziej interesującą część, bowiem rzeźby na odwrocie były wykonane i wykończone być może z jeszcze większą precyzją niż te, które mogliśmy oglądać. To właśnie jest sztuka.





"- Tam właśnie znalazła się scena, która nigdy nie trafiła do spektaklu - dodaje na zakończenie. - Mieszkała w naszej pamięci przez cały czas przygotowań i prezentacji Apocatypsis cumfiguris. Mieszkała w ciele aktorek i we wspomnieniach ich kolegów. Była niewidoczna, ale obecna jak rzeźby, których nigdy nie widzimy, gdy oglądamy ołtarz Wita Stwosza. (…)Jeśli jednak nikt nie może zobaczyć ukrytej części, po co ją robimy. Dla kogo?
Można by powiedzieć, że dla sztuki, ale Grotowski woli odpowiedzieć inaczej. Odpowiada kolejną przypowieścią.” Tym razem odpowiedź sięga sfer wyższych naszej egzystencji. Kto ciekaw dalszego ciągu odsyłam do książki Gabriele Vacis. Awareness Dziesięć dni z Jerzym Grotowskim.



Ach... żyliśmy... Adam Wojda, Małgorzata Walas-Antoniello, Daria Anfelli. 2016

Jak to ma się do fotografii? Doskonale. Niemal każdy, kto przygotowywał wystawę fotograficzną, wybierał zdjęcia do publikacji zmagał się z dylematem, co włączyć do zestawu a co odrzucić. Dlatego warto oddać cały przygotowany materiał w ręce kuratora aby spojrzał na naszą pracę świeżym okiem i zmontował po swojemu.
To co odpadło nie od razu musi zniknąć bezpowrotnie, może znaleźć się w innych zestawach, znaleźć swoje miejsce w wystawach zbiorowych. Z teatrem jest chyba trudniej?
W stronę fotografii ubogiej? Zastanawialiśmy się nad tym z Bogusławem Biegowskim jakiś czas temu jak i czy warto iść w tym kierunku. Boguś konsekwentnie kroczy tą drogą: poszukuje - ogranicza - redukuje i w dodatku edukuje. Ave!
Co niepotrzebnego, można zredukować w samej FOTOGRAFII? Co odrzucić? Fotografia cyfrowa jest tania w rozpowszechnianiu, trzeba jednak mnóstwo kasy wydać na  sprzęt, który w chwili zakupu już jest przestarzały. Przede wszystkim odrzućmy skomplikowane technologie, wróćmy do fotografii źródeł, fotografii otworkowej jest chyba do takiego myślenia najbliżej,  aparatem fotograficznym niech stanie się pudło albo skrzynia - camera obscura. Doskonałą, czystą camerą dającą piękne, niepowtarzalne, obrazy może być box Kodaka albo Agfy o najprostszej konstrukcji mechanicznej, zero elektroniki, 1-2 czasy, 1 przesłona, patrzymy w niebo i zdjęcie robimy wtedy, gdy są do tego warunki.
Emulsję światłoczułą, można zrobić w kuchni z substancji organicznych, do wywołania wystarczy trochę kawy i witaminy C a do utrwalenia obrazu stężony roztwór zwykłej soli kuchennej.
Efekt - zdjęcia jak te, które wykonała moja młodziutka koleżanka Marlena i wygrała nimi Portret w Trzciance. Jej pinhole Wygnanie z raju miały pierwotnie ilustrować ten tekst, okazały się jednak zbyt dobre na ilustrację - poświęcę im osobny artykuł.
W filmie zamieszczonym wyżej Jerzy Grotowski wyjaśnia czym jest Teatr ubogi - usuwa się wszelkie bogactwo, które jest niepotrzebne. 


Ach... żyliśmy... 
Daria Anfelli, Małgorzata Walas-Antoniello. 2016

Ilustracją do moich rozważań niech więc będą zdjęcia (cyfrowe) ze spektaklu Ach... żyliśmy. Hommage dla Kantora i TÓD. Ujęcia ze spektaklu Lecha Raczaka przygotowanego na 50 lecie Teatru Ósmego Dnia (2014) wykonałem w ubiegłym roku.
Ósemki wywodzą się ze studenckiego teatru kontrkulturowego lat 60., założone zostały w 1964 przez studentów polonistyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Ich spektakle były  krzykliwe, pełne ruchu i symbolicznego gestu, odcięli się od tradycyjnego tekstu, ich spektakle są w 100 procentach autorskie, aktorzy stawali twarzą w twarz z publicznością, TÓD w swych młodzieńczych latach był jednym z najbardziej reprezentatywnych dla swego nurtu w Europie.
Na przełomie 1966/1967 Ósemki zapoznały się z doświadczeniami Jerzego Grotowskiego i Teatru Laboratorium. Teatr Ósmego Dnia korzystał na tym etapie  z estetycznych poszukiwań teatru Grotowskiego, zanim sam znalazł się w samym centrum młodego teatru – w dodatku zaangażowanego społecznie i politycznie. Doszło nawet do wspólnych działań, Zbigniew Osiński, który stał się później jednym z kronikarzy opolsko-wrocławskiego teatru, wyreżyserował Warszawiankę Stanisława Wyspiańskiego (1967).
Członków Teatru Ósmego Dnia kształcił w zakresie technik gry aktorskiej Zbigniew (Téo) Spychalski, w tym czasie aktor wrocławskiego Laboratorium. Wystawił wspólnie z Lechem Raczakiem Dumę o hetmanie (1968), konstruując tekst przedstawienia w oparciu o utwory Stefana Żeromskiego i Tadeusza Gajcego. Ażeby móc przeprowadzić kilkutygodniowe warsztaty aktorskie w Poznaniu, z grupą niezwiązaną w żaden sposób z działalnością Instytutu, musiał zabiegać o specjalne pozwolenie „Grota”.
W 1968 kierownictwo artystyczne zespołu objął Lech Raczak, który tak wspomina swoje pierwsze spotkanie z Teatrem Laboratorium: Byłem na początku studiów uniwersyteckich, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem we Wrocławiu, w ciasnej, czarnej sali Teatru Laboratorium, "Księcia niezłomnego" według Calderona-Słowackiego. Wyszedłem z objawami emocjonalnego wstrząsu bohatera XIX-wiecznej powieści: zawroty głowy, gorączka, dreszcze i niezwykła jasność pędzących myśli. Wiedziałem, że właśnie zmienia się moje życie. Odtąd byłem pewien, że przez sztukę teatru nie tylko można osiągnąć nieprzewidywalne emocje, ale że otwiera ona też drzwi do poznania tajemnicy człowieczeństwa i świata. (...) Lech Raczak. Grotowski, mój mistrz - (Przekrój 08/2009, 14 kwietnia 2009)


Lech Raczak. 2016


Efekty -> porzucenie sceny, swobodne traktowanie tekstów, rezygnacja z dekoracji na rzecz architektury wnętrza, odrzucenie gry świateł, rejestrowanych efektów muzycznych, aktorskich protez (kostiumów, peruk, szminek), rozbudowanie partytur głosowych i działań fizycznych aktorów -> wynikały z poszukiwań, treningu, uporczywej pracy zespołu aktorskiego nad poszerzeniem wiedzy o tym, co nazywamy aktorstwem.
Słowa klucze, których wówczas używał Grotowski, brzmiały (i pewnie brzmią dziś) jak patetyczne zaklęcia lub fragmenty z reguły podejrzanego tajnego bractwa: teatr ubogi, aktor ogołocony, czyn ludzki aktora, akt całkowity, przekraczanie niemożliwego, odkrywanie tajemnicy, proces wewnętrzny aktora, a nie zręczność sztukmistrza, spontaniczność, eksces, katharsis i... precyzja, rygor i dyscyplina. 


Ach... żyliśmy... Adam Wojda. 2016


Ach... żyliśmy. Hommage dla Kantora i TÓD

premiera Orbis Tertius - Trzeci Teatr, Poznań, 3 grudnia 2014W scenariuszu wykorzystano teksty Czesława Miłosza i wiersz Fryderyka Hoelderlina.
piosenka z muzyką Katarzyny Klebby; wykorzystano fragment „Reguiem" W.A. Mozarta
scenariusz i reżyseria Lech Raczakświatło video Krzysztof UrbanObsada: Daria Anfelli, Małgorzata Walas-Antoniello, Adam Wojda
„Ach... Żyliśmy”. To brzmi jak westchnie za minionymi czasy a nie tytuł przedstawienia teatralnego. A jednak. Taki tytuł nosi spektakl Lecha Raczaka, którego premiera odbyła się 3 grudnia, dokładnie w 50. rocznicę debiutu Teatru Ósmego Dnia. Autor dodał podtytuł: „Hommage dla Kantora i TÓD”. Pod tym skrótem nigdy dotąd nie używanym, kryje się Teatr Ósmego Dnia... Czytaj dalej -->


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

..: Notatki z prowincji :..

Notatki z prowincji. Listy z Suicide City 1.

Świat się szybko zmienia, zmienia się internet, powoli zmienia się i ten blog. Od jakiegoś czasu staje się dla mnie - jak to kiedyś p...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwatorzy