poniedziałek, 19 października 2015

Biskupin 2015. Percival




Tym razem, widoki na osadę łużycka i trasę ze Żnina, fotografowane ze środka jeziora.
Powyżej i dalej, zeskanowane odbitki żelatynowo-srebrowe 13x18 cm.

W zeszłym roku, w Biskupinie udostępniona została w osada neolityczna z dwiema długimi chatami. Zwiedzający na własne oczy mogą zobaczyć, jak żyli pierwsi rolnicy zamieszkujący Ziemię Pałucką przed sześcioma tysiącami lat.
Jedna z odtworzonych długich chat pokazuje dość warunki, w jakich żyli dawni rolnicy, a wnętrze drugiej z nich urządzono na potrzeby ekspozycji muzealnych. Do wioski przejść trzeba kładką nad linią kolejki wąskotorowej, która łączy teren rezerwatu z nowo powstałymi obiektami. W okolicy chat postały poletka doświadczalne, na których rosną rośliny uprawiane przed wiekami. W zagrodzie żyje para kilkuletnich, 800 kilogramowych wołów rasy czerwonej polskiej, które są głównymi bohaterami rekonstrukcji orki pradziejowej, jednego z punktów programu Festynu Archeologicznego w Biskupinie 







Pod koniec neolitu prymitywną, kopieniaczą uprawę ziemi zastąpiła orka sprzężajna*). Potrzebne było do tego radło a do jego ciągnięcia woły lub inne silne zwierzęta. Zastosowanie znacznie efektowniejszego od motyki, radła rylcowego w pługu zaprzężonym w dwa woły ułatwiało zaoranie gruntów, które pozyskiwano dla upraw metodą żarową. Dzięki  takiej mechanizacji gleba została wykorzystana efektywniej a plony wzrosły znacząco, pojawiły się nadwyżki żywności i koło historii przyśpieszyło.





Apis i Popis ze swoim opiekunem p. W. Kawczyńskim.


Od lat podczas biskupińskich festynów archeologicznych pracownik Muzeum Archeologicznego, Wojciech Kawczynski, odtwarza scenę użytkowania radła rylcowego zaprzężonego w parę wołów Apisa i Popisa. W neolicie uprawą roli zajmowały się kobiety i zapewne one wynalazły radło aby ułatwić sobie pracę. Woły wykorzystywane do orania potrafiły pochłonąć dziennie nawet 100 kilo zielonej paszy, w samym Biskupinie wykorzystywano je więc i do innych celów ciągnięcia wozów (koło  znane  było  osadnikom biskupinskim z VII wieku p.n.e.). Ściągały z lasów pnie drzew na budowę osady i jej potężnych umocnień.**)


Percival

Ozdobą biskupińskich festynów są koncerty, w 2015 (wrzesień) trafiliśmy na koncert Percivala, na dużej scenie osady łużyckiej. Jak zdołaliśmy się szybko zorientować, publiczność koncertu nie była przypadkowa, gdy zbliżała się godzina koncertu, fani grupy licznie zaczęli ściągać pod scenę. Percival Schuttenbach to czołowy zespół polskiego folk-metalu, który w sposób niezwykle bardzo żywiołowy łączy słowiańską kulturę z mocnymi brzmieniami. Na zrekonstruowanych instrumentach Percival grają z mocą metalowej kapeli. Usłyszeliśmy pieśni z różnych stron słowiańszczyzny, melodie Ukrainy i Bałkanów a nawet Wikingów.





 

Oficjalny serwis zespołu www.percival.pl

wtorek, 6 października 2015

Tapeta pani Kahle



Pani Kahle opowiada o tapecie Mongina/Zubera w Nowej Salinie. Wrze. 2015


W XIX wieku arystokracja i bogaci mieszczanie, chętnie i dość często ozdabiali ściany swoich rezydencji tapetami, rozpowszechnieniu tego sposobu ozdabiania ścian, przysłużył się wynalazek tapety w rolce (Anglia, 1765 r.), rolka liczyła 12 jardów tj. ok. 10, 7 m – odpowiadała podwójnej wysokości ówczesnej ściany. Wkrótce pojawiły się tapety panoramiczne, które spełniały funkcje podobne do dzisiejszych fototapet.
Moda na zdobienie ścian panoramami zaczęła się w Europie pod koniec XVIII. Wiele wskazuje na to się, że związane to było początkami prasy dydaktyczno-publicystycznej gdzie pojawiały się relacje z egzotycznych wypraw żeglarzy takich jak kapitan James Cook. Podróże odkrywców nowych lądów rozpaliły wyobraźnię Europejczyków i wywołały modę na egzotykę co znalazło odbicie w wystroju ówczesnych wnętrz, najbardziej widocznym(!) elementem wystroju okazały się właśnie tapety panoramiczne.
Najsłynniejszym dziełem tego typu była tapeta Sauvages de la Mer du Pacifique, która zaprojektował w 1806 roku słynny rysownik i malarz Jean – Gabriel Charvet dla francuskiego producenta Josepha Dufour et Cie. Była to jednocześnie największa panoramiczna tapeta i stała się symbolem potęgi francuskiego przemysłu tapetciarskiego na początku XIX wieku.


 
Tapetę panoramiczną wymyślili i wyprodukowali w 1804 roku – niezależnie od siebie –  Joseph Dufour i Jean Zuber. Pomysł wyznaczył nowe trendy w dziedzinie produkcji tapet, na skalę niemal masową, na rynku europejskim i amerykańskim zaczęły się pojawiać tapety przedstawiające rozległe, bardziej wymyślone niż realistyczne krajobrazy. Wzory nanoszone były maszynowo na szerokie papierowe pasy, na które - w ostatnim etapie - nanoszono odręczne zdobienia. Projektowali je najznakomitsi artyści krajobrazu swoich czasów.
W XIX w. tapety przeszły kolejną fazę rozwoju technicznego i estetycznego. W 1830 r. pojawiły nowe prasy drukarskie, ułatwiające masową produkcję a kilka lat później, w 1850 r. Nicolas Robert wynalazł tapetę ciągłą, wykorzystanie pary w produkcji tapet znacznie przyspieszyło proces drukowania,  pojawiły się też możliwości wprowadzenia nowych kolorów, które można było wydrukować a w końcu nowe rodzaje papieru np. tłoczone i opalizujące. Rosnące koszty produkcji, zmusiły firmy do obniżenia kosztów produkcji i skierowanie oferty do szerszej klienteli a co za tym idzie tapety zaczęto produkować masowo.  Średnio zamożni mogli już pozwolić sobie na rolkę tapety, która w końcu przestała być luksusem, zarezerwowanym dla bogaczy. Pod koniec XIX wieku tapety stały się standardem w domach niższych klas.
Fototapety to współczesne odpowiedniki tapet panoramicznych, są oczywiście doskonalej wydrukowane a nieograniczone bogactwo wzorów i kolorów jest nieporównywalnie większe niż w początkach przemysłu tapetowego. W dobrym stanie zachowało się niewiele tapet z XVIII i XIX wieku, są one rzadkością cenioną przez koneserów.


Pani Kahle prezentuje fragment tapety domalowany przez współczesnego malarza. 2015



W kamienicy Nova Salina II w Lüneburgu, która należy do Państwa Kahle, od prawie 200 lat znajduje się tapeta panoramiczna z okresu przed przemysłowego. Zakupiła ją w 1837 roku ówczesna właścicielka kamienicy Caroline von Wangenheim. Tapetę zaprojektował francuski malarz i pisarz Pierre-Antoine Mongin (1761-1827). Specjalizował się w malarstwie krajobrazowym i batalistycznym, chętnie odtwarzał sceny z czasów wojen napoleońskich, swoje prace malarskie regularnie wystawiał w Salonie paryskim od 1791 do 1824 roku. Projektował panoramiczne tapety dla manufaktury Jeana Zubera:  L'Hindoustan (1807), La grande Helvétie (1814), La petite Helvétie (1818), Les Lointains (1825).
Właśnie wzór La grande Helvétie zachowała się w salonie państwa Kahle. Jest to fantazyjny, panoramamiczny widok Szwajcarii składająca się z pięciu idyllicznych scen alpejskich i Jeziora Czterech Kantonów. Pierre-Antoine Mongin,  nigdy nie był w Szwajcarii, za wzory służyły współczesne mu ryciny. Na pierwszej części tapety uwiecznił siebie w grupie trzech mężczyzn jako malarz. Każdej scena zawiera mnóstwo symboliki, każdy osoba i przedmiot mają jakieś podwójne znaczenie.


Papier peint par Pierre Antoine Mongin représentant la Grande Helvétie,
manufacture Zuber, au musée des Arts décoratifs, de la faïence et de
la Mode au château Borély à Marseille. (źródło Wikipedia)


Pierre-Antoine Mongin nie ustrzegł się błędów, namalował bociana, które do Szwajcarii nigdy nie docierają >>. Dekoracje ścienne La Grande Helvetie oferowane przez słynną manufakturę Zuber z Alzacji pojawiły się w Europie i Ameryce w 1815 roku. O ile wiadomo, z wyjątkiem Lüneburga w zachowały się jeszcze dwa egzemplarze, jeden w zamku na południe od Drezna, drugi w zamku w Schaubachhütte.


Papier peint par Pierre Antoine Mongin représentant la Grande Helvétie,
manufacture Zuber, au musée des Arts décoratifs, de la faïence et de la
Mode au château Borély à Marseille. (źródło Wikipedia)



Do naszego wieku, tapeta z pani Kahle zachowała się w bardzo złym stanie, czas zrobił swoje, kolory wyblakły, zszarzały a amatorskie próby ratowania ubytków przez poprzednich mieszkańców domu bardziej zaszkodziły niż pomogły. Patyna i warstwy starej farby sprawiły, że partie niebieskiego nieba zamieniły się w brzydkie brunatne tło.
Państwo Kahle wraz z konserwatorami postanowili przyjść na ratunek swej unikatowej dekoracji ściennej. Sześciu konserwatorów przez rok zajmowało się renowacją tapety Mongina. Za pomocą skalpeli milimetr po milimetrze, usunęli stare warstwy farby aby wydobyć oryginalny motyw. W tych pracach aktywnie uczestniczyła również Pani Kahle.
Konieczne było uzupełnienie o nowe malowidło w części ściany, gdzie wcześniej stał duży piec kaflowy, zadania podjął się malarz z Lüneburga Leonhard Aschenbrenner.


Historia rekonstrukcji tapety Mongina i jej efekty zostały opisane i zilustrowane
w specjalistycznym w piśmie specjalistycznym dla konserwatorów zabytków sztuki,
jako przykład wzorcowej współpracy właścicieli i konserwatorów.

W tym samym czasie, aby przywrócić pierwotne otoczenie panoramy i uzyskać ogólne wrażenie przestrzeni, licencjonowani rzemieślnicy prowdzili renowację drzwi i ościeżnic oraz obrotowych paneli drewnianych. Dziś salon w stylowej willi Nova Salina, wygląda zupełnie tak samo, jak w pierwszej połowie XIX wieku, gdy w domu mieszkała Caroline von Wangenheim. 



  •         |||    Ta posadzka w willi Nova Salina, pochodzi z pierwszej połowy XIX, kiedy kamienica była zbudowana na nowo. Wykonana jest z betonowych płytek, wykończonych czarną fugą, która się w wielu miejscach zachowała. Pani Kahle żmudnie oczyszczała każdą płytkę za pomocą skalpela, efekt jest taki, że w pierwszej chwili pomyślałem sobie, że do tego starego domu niezbyt pasują nowe płytki (!). Ponieważ cały Lüneburg się powoli zapada (efekt wydobywania soli pod miastem przez kilka stuleci) to i ta podłoga nie jest idealnie pozioma, a ściany w domu nie trzymają pionu. W całym Lüneburgu pojęcia pionu i poziomu są bardzo względne, osoby nieprzyzwyczajone, zwiedzanie luneburskich kamienic może przyprawić o mdłości i zawroty głowy.   ||| 
 
W ogrodzie państwa Kahle podziwiamy scenerie jak z designerskiego pisma.


Altana pod rozłożystym platanem zrekonstruowana została
z pełnym pietyzmem dla jej oryginalnego stanu.


           |||    W Lüneburgu, jak w całych Niemczech, jest wiele zabytkowych domów, w których mieszkają ludzie majętni. Niemcy, wiekowe domy przywracają do stanu świetności, głównie dzięki temu, że większość kosztów remontów mogą sobie odpisać od podatku, w renowacji aktywnie i finansowo uczestniczą oficjalni konserwatorzy zabytków. Tak skonstruowany system - podatki, udział państwa i władz lokalnych w przywracaniu dawnej świetności obiektom zabytkowym, doskonale nakręca koniunkturę, daje pracę rzeszy rzemieślników, jest jednym ze składników wpływających na ogólną jakoś życia naszych zachodnich sąsiadów.
U nas, choćby w SC, w zabytkowych domach, najczęściej mieszkają, ludzie ubodzy, rodziny patologiczne, stali  beneficjenci opieki socjalnej, trudno wymagać od nich aby podejmowali się remontów, chylących się ku upadkowi, starych zawilgoconych i zagrzybionych kamienic.   |||




czwartek, 1 października 2015

Lüneburg - mroki przeszłości i widma teraźniejszości



Muzeum w Lüneburgu, fragment ekspozycji.

Spacerując ulicami hanzeatyckiego Lüneburga często czułem się jakbym został przeniesiony w scenerię z bajek braci Grimm. Wyjątkowych zabytków jest tu może niewiele ale starówka sprawia wrażenie spójne i uporządkowane, wszędzie jest czysto i schludnie, wąskie ulice są wybrukowane a domki wyglądają jakby były zbudowane wczoraj z ciasta piernikowego. Sprawa się wyjaśnia gdy uświadomimy sobie, że Lüneburg był jednym z niewielu niemieckich miast, które uniknęły alianckich bombardowań w czasie II wojny światowej. Co prawda dwie bomby spadły na miasto, jedna z nich trafiła w stojący na bocznicy kolejowej wagon pełen robotników przymusowych, co mieszkańcy podkreślają z ubolewaniem nie wyjaśniając jednak historii do końca,  sytuacja podobna była do tej, która wydarzyła trzy dni wcześniej się w pobliskim Celle*), 11 kwietnia 1945 roku, luneburscy cywile i policjanci urządzili polowanie na zbiegów i sprawnie pojmali, tych którym udało się uciec ze zbombardowanego wagonu.

Replika zbombardowanego wagonu stoi w parku na tyłach Muzeum w Lüneburgu.

Przyznać trzeba, że lüneburczycy nie unikają swojej nazistowskiej historii, w miejskim muzeum osobna sala poświęcona jest pamiątkom 12 ciemnych lat, hitlerowskich rządów. Można na niej zobaczyć multimedialne prezentacje archiwalnych zdjęć z lat 1933-1945 i nieliczne ocalałe symbole tamtych ponurych czasów (dla wielu - lat zwycięstw i chwały). Wśród zabytków jest nawet oryginalna amerykańska bomba!
Wystawa czasowa  Zwischen Harz und Heide przybliża historię koszmarnych marszów śmierci w kwietniu 1945, kiedy zwyczajni Niemcy, wypierający dotąd nazistowskie zbrodnie, musieli się nimi zetknąć bezpośrednio. Wystawa ilustruje poziom przemocy podczas tych marszów śmierci i unaocznia, że zbrodnie zostały popełnione w miejscach publicznych; kolumny wycieńczonych więźniów przechodziły pod oknami niemieckich domów, ulicami wielu niemieckich miejscowości; już nie dało się nie widzieć i nie wiedzieć. Wystawa prezentuje też życiorysy i brutalne dokonania komendantów obozów i zwykłych strażników, rysunki i akwarele więźniów-artystów oraz zapisy video wspomnień ocalałych. Niektóre fakty wracały do mnie ze zwiększoną mocą rażenia, na jednej z plansz przedstawiona była ikonografia i opis masakry w Gardelegen, z którą wcześniej zapoznał swoich czytelników Krzysztof (Szymoniak) w pierwszym tomie Fotografiołów.**) Punktem wyjścia do rozważania o zbrodni i jej dokumentacji były wspomnienia matki Krzysztofa, naocznego świadka zbrodni w Gardelegen w 1945 roku.


Muzeum w Lüneburgu, fragment ekspozycji.

To, że Lüneburg został oszczędzony przez alianckie bombowce spowodowane mogło być bliskością Hamburga, celu znacznie istotniejszego ze względów strategicznych. (Łuny bombardowanego Hamburga były tutaj doskonale widoczne, bo oba miasta dzieli zaledwie 50 km.) Poza tym w Lüneburgu zlokalizowano 20 obozów dla robotników przymusowych, a wiele tutejszych budynków, często kościelnych, służyło im za mieszkania.
Gdy miasto dostało się pod kontrolę wojsk brytyjskich, utworzono tutaj przy Uelzener Strasse biuro przesłuchań dla niemieckich jeńców. Tutaj popełnił samobójstwo jeden z najważniejszych przywódców Trzeciej Rzeszy Heinrich Himmler. Od zakończenia wojny w Lüneburgu odbywały się procesy zbrodniarzy wojennych, w tym słynne procesy załogi obozu Bergen-Belsen 1945-1948 i Oświęcimia. Ostatnio od kwietnia do lipca 2015 trwał tutaj proces, byłego księgowego z Auschwitz-Birkenau, 94 letniego Oskara Gröninga, esesman został oskarżony o pomocnictwo w zamordowaniu co najmniej 300 tys. więźniów i skazany na 4 lata więzienia.***)


Muzeum w Lüneburgu, fragment ekspozycji.


W zasadzie pokazywanie fotografii w Niemczech to jak wożenie drzewa do lasu. Na kilka dni musiałem zapomnieć o świetnych tradycjach niemieckiej fotografii, o Auguście Sanderze, Lux Feiningerze, Leni Riefenstahl, Karlu Blossfeldt, Astrid Kirchherr a nawet o Leice. Od tej tradycji może zakręcić się w głowie. Miejsce prezentacji okazało się zabytkowe i prestiżowe, mój zestaw jest częścią większej całości (w Lüneburgu wystawiam zdjęcia wraz z kolegami Ryszardem i Piotrem a wyjazd zorganizowany był przez nasze Muzeum Regionalne).  W każdy razie, 10 wybranych prac z cyklu "Moc kamieni. Kamienne kręgi na Pomorzu" wisieć będzie w Starostwie (Landkreis Lüneburg), obok gabinetu Landrata do końca października 2015 r. Zapraszam.





Pod koniec września mieszkańcy Lüneburga żyli jednak sprawą 500 imigrantów z Syrii, którzy od niedzieli 27 września ulokowani mieli zostać w koszarach Bundeswehry, w sobotę wojsko przenosiło się do namiotów. Jak wszędzie opinie były podzielone, lewacy i liberałowie zarzucali brak współczucia bogatych Niemców dla ofiar wojen, prasa prawicowa ostrzegała przed islamskimi terrorystami. Jedynie niemiecka Matka Teresa Angela zmienia zdanie i decyzje co kilka dni. Co nam przyniosą najbliższe miesiące? Niemcy mają problem z nadmiarem wszystkiego. My Polacy, ciągle mamy nadzieję, że burza przejdzie bokiem.

 W części 2 będzie o tapecie Pani Kahle. Wkrótce.
-----||-------
*) 8 kwietnia 1945 roku w miasteczku Celle niedaleko Hanoweru na bocznicy kolejowej stał pociąg z więźniami obozów koncentracyjnych. Właśnie tego dnia dworzec stał się celem amerykańskiego nalotu. Bomby rozbiły część wagonów bydlęcych, z których udało się wydostać około 300 więźniom. Ludzie ci rozbiegli się po okolicznych lasach, a mieszkańcy miasteczka natychmiast zorganizowali obławę. (Niemieckie polowanie na zebry. Piotr Zychowicz, Rzeczpospolita. Plus Minus 2011)
Więźniowie byli tropieni jak zwierzęta, wykurzani z leśnych kryjówek i brutalnie mordowani. W masakrze nazwanej 'Celler Hasenjagd' zginęło prawie 300 osób, w tym kilkunastu Polaków. Sam lider lokalnego Hitlerjugend zamordował ponad 20 osób. Cztery dni później alianci zdobyli miasto.  Wszystko to działo się niemal w ostatniej chwili przed zajęciem miasta przez Anglosasów. Wkroczyli do Celle cztery dni później. (Rola cywilów w wojennym ludobójstwie w Historia-News)
**)  Fotografie z masakry, czyli Gardelegen mojej matki Fotografioły. Okołofotograficzne ćwiczenia umysłowe, Gniezno 2012, s. 147
***) Głos i godność dla bliskich ofiar holokaustu DW >>; TV Republika >>

..: Notatki z prowincji :..

Notatki z prowincji. Listy z Suicide City 1.

Świat się szybko zmienia, zmienia się internet, powoli zmienia się i ten blog. Od jakiegoś czasu staje się dla mnie - jak to kiedyś p...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwatorzy