poniedziałek, 31 marca 2014

Kinoperator Marian Jopp


(...) Często kończyliśmy seans po 24.00, ale w soboty czy niedziele mimo późnej godziny, podłączaliśmy pod kinowe głośniki patefon i zapraszaliśmy na zabawę. Graliśmy popularne wtedy kawałki  -  Cicha woda, Szła dzieweczka do laseczka, Wio koniku…. Za wstęp nic nie braliśmy, za to obchodziłem towarzystwo z czapką. Każdy dawał co łaska. Do czapki złotówki i 50 groszówki - zwykle tyle się uzbierało, że po zabawie liczyliśmy kasę czasem i ze dwie godziny. W ciągu dnia graliśmy w szachy, łowiliśmy ryby. Żyliśmy jak Cyganie, tylko że nie musieliśmy kraść  jak oni...


Przez wiele lat pracowałem z Panem Marianem Joppem (1931-2009), kinooperatorem w tutejszym kinie. Jego charakterystyczna sylwetka z rowerem i przyczepionym do niego wózkiem na filmy z daleka rozpoznawalna była przez starszych mieszkańców miasteczka.Wszyscy go znali i lubili a on znał wszystkich. Dzisiaj byśmy powiedzieli, że tworzył swoisty koloryt lokalny.  Jego droga z domu na Rynku do kina trwała zwykle znacznie dłużej niż powinna, z każdym musiał się przywitać, wymienić wiadomościami, plotkami. Zadziwiał mnie jego specyficzny, wrodzony spryt życiowy, do każdych warunków potrafił się przystosować i z najgorszych opresji wyjść obronna ręką.
Pan Marian był świetnym gawędziarzem, posługiwał się barwnym językiem, używał wielu gwarowych słów o znaczenie, których często musiałem się go pytać. Drzwi do jego mieszkania zawsze były otwarte, schodziły się tam po wsparcie różne niebieskie ptaki ze Starówki. Pan Marian wspomagał ich kilkoma groszami lub szklanką wina ...ale nigdy za darmo. Musieli wykonać jakieś proste prace porządkowe, zamieść schody, wynieść popiół albo śmieci.
Było ostatnim reanimatorem czarno-białych telewizorów. W jego mieszkaniu stały całe kolumny zbudowane z lampowych telewizorów. Dzięki temu miał części zamienne do każdej marki i typu. Przez jego zapobiegliwości czarno-białe telewizory świeciły i grały w SC jeszcze do późnych lat 90 ub. wieku.
Marian Jopp podczas długich kinowych dyżurów snuł opowieści o swoim życiu i nieoficjalnej historii miasta, opowiadał anegdoty o mieszkańcach miasta. Jeszcze wiele lat po odejściu na emeryturę wyświetlał filmy w Kinie i Klubie Filmowym. Był chyba najstarszym aktywnym kinooperatorem w Polsce. Miał jeszcze możliwość pracy w nowoczesnym - po gruntownym remoncie - kinie ale czasów cyfryzacji już nie doczekał. Zmarł przedwcześnie - bardzo cierpiąc - w końcu zimy 2009 roku. Filmy puszczał prawie do końca. Wyszkolił wielu uczniów. Mimo, że pan Marian była powszechnie znany i co by nie mówić zasłużony dla tutejszej kultury to na jego pogrzebie zabrakło przedstawicieli władz zarówno miasta jak i powiatu.


To jedno z ostatnich zdjęć kinooperatora Mariana Joppa.
Wykonał je Daniel Hilbrecht w 2008 roku.

Najchętniej wspominał czasy gdy pracował w kinie objazdowym. Jakieś 20 lat temu zapisałem rozmowę z p. Marianem dla lokalnego pisma - Dwutygodnika Pałuckiego. Po lekkiej kosmetyce tekstu zdecydowałem się na zamieszczenie go w tym blogu aby zachować ułamek rzeczywistości, która minęła już bezpowrotnie.
W pierwotną wersję tekstu, wplotłem fragmenty wiersza Osipa Mandelsztama Kinematograf*) pełniące tam rolę przerywników. Dziwny tytuł WIDZIDŁO PRZYJECHAŁO zaproponował sam bohater opowieści gdyż tak właśnie w wielu wielkopolskich wsiach nazywano kino. Najbardziej żałuję, że nie zrobiłem mu więcej zdjęć, niech więc przerywnikami będą te nieliczne, które się zachowały.


-----------

 

WIDZIADŁO PRZYJECHAŁO

 

Już jako dziecko bardzo lubiłem chodzić do kina. Przed wojną stało ono na rynku, tam gdzie dzisiaj jest hotel Pani Małeckiej. Operator nastawiał płytę z muzyką i puszczał film. Pierwszy jaki widziałem to był Pat i Pataszon, muzyka grała ...a oni się trzepali. Pamiętam też Flipa i Flapa, komedie Chaplina. Bilety były dość drogie - 50 groszy a bułka kosztowała wtedy 5 groszy. W czasie okupacji nadal chodziliśmy z kolegami do kina, było ono w tym samym miejscu co dzisiaj, tylko filmy były inne. Wyłącznie niemieckie, rysunkowe i deutsche kroniki. Były też miłosne - ale na te nas nie bileterzy nie wpuszczali.
Kino było dla nas jedyna rozrywką. Skąd mieliśmy pieniądze na bilety? Chodziliśmy całą paczką na targ. Jeden porwał ze straganu główkę kapusty, drugi 2 jajka. Potem to sprzedawaliśmy i starczało na bilety dla wszystkich. Tak my szabrowali...
W 1951 roku dostałem pracę w kinie w Wągrowcu. Byłem krótko po wypadku, nie mogłem ciężko fizycznie pracować, a ta robota mi się zawsze podobała. Była przyjemna i czysta – zresztą proszę popatrzeć - ręce do dzisiaj mam gładkie. Z początku musiałem robić wszystko co należy do ucznia, sprzątać, dźwigać skrzynki z filmami. Trwało to niecały rok, bo w 1952 r. wzięli mnie do wojska.
Tam rozmowa była krótka:
- Gdzieście pracowali?
- W kinie!
- Umiecie?
- Umiem!
- To wystąp! Do kabiny marsz!

Przesiedziałem w kinie garnizonowym 3 lata. Filmy były wyłącznie ruskie, chińskie i koreańskie. Najczęściej graliśmy Iwana Groźnego i wszystkie o rewolucji i Leninie jak Pancernik Potiomki czy Październik. Zdarzały się komedie Pastuch i świniarka, Świat się śmieje – artyści na swoich babajach grali, a wojsko się śmiało. Musieliśmy często zmieniać filmy, bo inaczej żołnierze otwarcie i głośno wyrażali swoje niezadowolenie.




W 1954 roku skończyłem służbę i chciałem wrócić do kina ale mój etat był już zajęty. Zgłosiłem się do Zarządu Kin w Poznaniu, gdzie zaproponowali mi pracę w kinie ruchomym. Tak zaczęło się moje cygańskie, wspaniałe życie.
Jako wyposażenie dostałem aparat Elew 22 do jednej ręki i kasety z filmami do drugiej. Kierownik dostał bilety, druki raportów - wsadzili nas z tym wszystkim do pociagu i wyjechaliśmy w trasę - Leszno, Kościan, Jarocin... Dostawaliśmy 18 złotych diety i graliśmy 24 dni w miesiącu, codziennie w innej miejscowości. Wszystko było świetnie zorganizowane. Z tej wsi gdzie mieliśmy grać, sołtys musiał wysłać - po nas - chłopa z końmi i wozem na stacje, zakwaterować, nakarmić - dać obiad, kolację i śniadanie. Następnego dnia inny chłop musiał nas zawieźć do kolejnej wsi.




Na wozie jechaliśmy czasem i po 5 kilometrów, na zimę dostawaliśmy ciepłe buty, kożuchy i mocną herbatę. Nie graliśmy w takich komfortowych warunkach jak dzisiaj, tylko w szkołach, remizach, stodołach.
Z początku graliśmy tylko tam, gdzie był prąd. Potem dostaliśmy samochód Lublin i woziliśmy własny agregat. Mogliśmy wyświetlać filmy w najmniejszych pipidówkach, jeździliśmy więc do najdalszych zakątków województwa. W ten sposób objeżdżaliśmy całą Wielkopolskę Ostrów, Leszno, Kalisz… tylko do Wronek niechętnie jeździliśmy, bo miasto cieszyło się zła sławą z powodu sławnego kicia.




Często graliśmy w wioskach gdzie ludzie po raz pierwszy widzieli kino. Jak na ekranie leciał samolot  to oni chowali się pod ławki. Zdarzało się przyjeżdżamy do wsi, gdzie były cztery chałupy na krzyż, ustawiałem ekran, projektor z drugiej strony, przyszli starsi ludzie ...i posiadali w stronę aparatu - na mnie się patrzyli. Przeważnie graliśmy filmy wojenne, bo ludzie chcieli jeszcze oglądać, to co jeszcze doskonale pamiętali.
Często kończyliśmy seans po 24.00, ale w soboty czy niedziele mimo późnej godziny, podłączaliśmy pod kinowe głośniki patefon i zapraszaliśmy na zabawę. Graliśmy popularne wtedy kawałki  -  Cicha woda, Szła dzieweczka do laseczka, Wio koniku…. Za wstęp nic nie braliśmy, za to obchodziłem towarzystwo z czapką. Każdy dawał co łaska, do czapki leciały złotówki i 50 groszówki - zwykle tyle się uzbierało, że po zabawie liczyliśmy kasę czasem i ze dwie godziny. W ciągu dnia graliśmy w karty, szachy, łowiliśmy ryby. Żyliśmy jak Cyganie, tylko że nie musieliśmy kraść  jak oni...





Tak zwyczajnie jak dzisiaj to ja się nie ubierałem tylko według najnowszej mody. Miałem tyrolki trzy razy szyte, brązowe albo czarne, brązowe spodnie z wełny, koszule w kratę czerwono-zieloną, marynarę w dużą kratę, ramiona takie szerokie, że garbatego by wyprostowała, elegancki pasek, ładne uczesanie, ząbki jeszcze były! Do tego portfel zawsze był wypchany. Ja w każdej miejscowości miałem narzeczoną i teściową!
Jak widziadło przyjechało do wsi to wszystkie dziewuchy się kąpały i z kufrów wyciągały najlepsze suknie. Życie było wspaniałe, ale w końcu postanowiłem się ustatkować, ożenić i wrócić do Wągrowca. Dyrekcja poszła mi na rękę. Zwrócili się do Miejskiej Rady Narodowej z propozycją: jeśli znajdziecie mieszkanie to damy wam samochód i człowieka, który Wasze społeczeństwo rozweseli. Naczelnik Łokietek dał mieszkanie po jednej babci na Placu Paszkowa, wymalowali je dla mnie a nawet piec postawili. Przywiozłem żonę z Ostrowa i ruszyłem w trasę. Dostałem samochód z kierowcą i kierownika (ś.p. Kazika Łubińskiego). Chociaż był pięć lat starszy ode mnie to uczyłem go zawodu. Jeździliśmy po całym powiecie: Łaziska, Mieścisko, Ochodza, Pawłowo Żeńskie, Skoki, Sierniki. Potem jak wyposażyli nas w duże aparaty na szeroką taśmę to jeździliśmy tylko do większych miejscowości jak Rybowo, Mieścisko, Pawłowo Żońskie.
Żona jednak kazała mi zostawić to kino ruchome, chciała żebym o stałej godzinie wracał do domu. Po prawie 20 latach wróciłem do kina Przyjaźń na stałe. Odszedłem z kina objazdowego, a Łubiński jeszcze wiele lat objeżdżał wioski z projektorem i taśmami. Jeszcze 20 lat pracowałem w kinematografii i w 1990 roku odszedłem na emeryturę. Za 40 lat pracy dostaję 1.200.000 miesięcznie, chociaż dostałem srebrny krzyż zasługi i złotą i srebrną odznakę honorowego kinooperatora. Do tej pory z największą nostalgią wspominam jednak czasy kiedy do wsi z WIDZIADŁEM przyjeżdżałem.

Druga część opowieści, już o życiu osiadłym to już zupełnie inna historia. Małżeństwo, dzieci, wnuki, rozwód, kino stałe, dom kultury, narodziny i pogrzeby...







108. Tribute to Marian. Film z 2002 r. który nagralismy z Jarkiem Cibailemna na 50-lecie pracy kinooperatora Mariana Joppa. Film nagrany został na taśmie VHS. W 2007 r. na 55-lecie pracy p. Mariana został przemontowany przez Władysława Nielipińskiego. W filmie p. Marian opowiada o swojej 20-letniej pracy w kinie objazdowym. Odwiedzał regularnie z kinem objazdowym 108 miasteczek i wsi w powiecie wągrowieckim przez całe lata 60-te i 70-te XX w.


*) Fragmenty wiersza Osipa Mandelsztama z 1913 roku Kinematograf w tłumaczeniu Marii Leśniewskiej...

 Kinematograf
Kinematograf. Nędzna salka.
Sentymentalne podniecenie.
Hrabianka piękna jak marzenie,
l ścigająca ją rywalka.

wtorek, 25 marca 2014

Poznań 2014. Obiekty


Dworzec Zachodni 

 
Poznań, Dworzec Zachodni, 2014 r. Wglądówka 12x17 z małego obrazka.

Bryła budynku Dworca Zachodniego, zwanego również Łazarskim, to jeden z moich ulubionych obiektów architektonicznych Poznania.W zasadzie jest to tylko wyjście z poznańskiego dworca Głównego na ulicę Głogowską. Budynek wybudowany został w latach  1925-1928 według projektu Władysława Czarneckiego. Zaraz potem dokonano liftingu na styl neoklasycystyczny, z wyraźnymi wpływami nowoczesnej architektury, przede wszystkim art deco. Przyczyną modernizacji były przygotowani do Powszechnej Wystawy Krajowej w 1929 roku.
Budynek jest prosty, symetryczny, zbudowany w tzw. nurcie narodowym. Przez wiele lat  mieściły się w nim  nim kasy biletowe oraz drobne sklepiki. Zarówno wewnątrz jak i w bezpośredniej okolicy budynku przez całą dobę krąży lub wysiaduje pełno malowniczych typów, którym się w życiu nie powiodło.


Hala Arena


Poznańska Arena, 2014 r. Wglądówka 12x17 z małego obrazka.

Hala widowiskowo-sportowa ARENA to jeden z ciekawszych zabytków architektury modernistycznej w Poznaniu. Wyróżnia się pofalowanym dachem, przypominającym czaszę parasola, który pokryty jest blachą aluminiową barwioną na złocisty kolor. Kształt hali - odwrócony spodek - nawiązuje do Palazzetto dello Sport zbudowanego w Rzymie w 1958 roku wg. projektu Pier Luigi Nervi. Budowę Areny zakończono dokładnie 40 lat temu w 1974 roku. W tym miejscu warto wspomnieć, że obciążenia poszczególnych elementów liczono na komputerze Mińsk 22 w poznańskim Zakładzie Elektronicznej Techniki Obliczeniowej. Arenę wyposażono oryginalne urządzenia: ruchomą kabinę jezdną centralnej rampy świetlnej, umożliwiając jej obsługę oraz składany ekran umieszczony w zapadni (24 x15 m). Obydwa rozwiązania były niekonwencjonalne i zostały zgłoszone do Urzędu Patentowego.
Lata świetności Hala już dawno ma za sobą, na pierwszy rzut oka na jej murach i czaszy widać niszczący upływ czasu. Od ok. 2007 r. miasto planuje gruntowną  modernizacja, jednak prace odsuwane są regularnie na późniejszy termin.




Arena może pomieścić kilka tysięcy osób.  Posiada 4200 miejsc siedzących na trybunach oraz ok. 3000 miejsc dostawnych na parkiecie. Umożliwia to organizację dużych koncertów, widowisk i meczów sportowych.
Odbyła się tu niezliczona ilość wydarzeń, które przeszły do historii rozrywki i sportu. Jak pożegnalny koncert Pidżamy Porno. Ostatnio występowała tu legendarna formacja Deep Purple.
Od kilku lat w poznańskiej Arenie organizowane są także mecze w ramach siatkarskiej Ligi Światowej. W 2009 halę odwiedziły też najlepsze reprezentacje w koszykówce, aby rozegrać mecze w ramach Mistrzostw Europy. Na co dzień Arena jest salą treningową dla pierwszoligowych zespołów koszykówki, pięściarzy Poznańskiego Klubu Bokserskiego, miejscem prowadzenia zajęć z wychowania fizycznego dla uczniów pobliskich szkół oraz miejsce rozgrywek Amatorskiej Ligi Piłki Nożnej. 








Zdjęcia  wnętrza Areny obejrzeć można na blogu Modernistyczny Poznań.


______________ Z A P R O S Z E N I E _______________


Dyrektor Muzeum Okręgowego w Pile i Autor
zapraszają na wernisaż wystawy 
"Moc kamieni. Kamienne kręgi na Pomorzu"
29 marca (sobota) 2014 r. o godz. 16.00
do Muzeum Kultury Ludowej w Osieku n. Notecią (SKANSEN) przy ul. Dworcowej 10.




Moją wystawę >MOC KAMIENI. Kamienne kręgi na Pomorzu< oglądać będzie można w Osieku do 04.05.2014 r.
Zestaw 27 fotografii przedstawia kamienne kręgi na Pomorzu (Grzybnica, Odry, Węsiory, Leśno). Zdjęcia wykonałem w latach 2005 - 2011, wykonane są w tradycyjym procesie żelatynowo-srebrowym na papierze barytowym. Specjalnie na tą wystawę prezentację uzupełniłem o 3 zdjęcia: słynnego megalitu z Borkowa i kamiennego kręgu w pobliskiej Górce Klasztornej. Wystawa w Osieku będzie trzecią  prezentacją Mocy Kamieni.

Więcej - na stronie Muzeum Regionalnego w Pile >>


poniedziałek, 17 marca 2014

Przygody z fotografią. Królewski negatyw

Kodak Royal-X Pan Film

 


ROYAL-X PAN FILM był pierwszym filmem Kodaka o wysokiej czułości. Aż trudno uwierzyć, że w latach 60 Kodak produkował film o czułości 1250 ISO (32 DIN). Na zabytek trafiłem penetrując zaułki pewnego sklepu ze starzyzną, wcale nie fotograficzną. Zalecanym na opakowaniu, nieprzekraczalnym terminem wywołania filmu, był listopad 1986 roku. Gdyby to była 1-2 rolki to bym sobie odpuścił, ale z czterema można zacząć zabawę. Pomyślałem, że jeden film przeznaczę na zepsucie (próbki) a gdyby pojawił się zarys obrazu to pomyślę o poszukiwaniu tematu i motywu dla tego filmu. Spodziewałem, że film straci dużo na czułości i będzie mocno zadymiony. Na Photo-Utopii, ktoś poradził sobie z Royalem-X Pan z 1976 r. Później okazało się, że mój był w znacznie gorszej kondycji. 
Producent na ulotce zalecał wywoływanie w DK-50 lub HC-110, ale nie znając stopnia utraty czułości Royala trudno by było oszacować rozcieńczenie i czas wywołania. Jędrek proponował wywołanie w hydrofenie 1+1 i ustawienie ISO na światłomierzu - optymistycznie - na 400. Nie był to film małoobrazkowy więc nie dało się naświetlić kilku klatek, odciąć je i wywołać. Wybrałem opcję bezpieczniejszą. Naświetlałem w słoneczny dzień jakim był 14 marca, w południe po 3 klatki na 100-200-400 ISO a jedną klatkę nawet na 800. Wywoływałem w koreksie razem z kontrolnym filmem Ilford FP4 (nieznanego pochodzenia i nieokreślonego wieku) sposobem znalezionym w necie. Rodinal w rozcieńczeniu 1+100 przez pełną godzinę, bez kręcenia, bez wstrząsania. Jedynie po przez pierwsze 10 sek. i 3 przewrotki po 30 minutach. Pierwsze zaskoczenie spotkało mnie w czasie wylewania pierwszej kąpieli wodnej, przed samym wlaniem do koreksu wywoływacza - nie było żadnego zabarwienia (!) mimo, że trzymałem film w tej wodzie ponad 5 minut. W tym momencie pomyślałem, że wlałem utrwalacz (co mi się już kiedyś zdarzyło) ...ale nie!




Po zakończeniu prawie dwugodzinnego procesu otrzymałem cztery testowe motywy, mocno zadymione, z wypłukaną emulsją na brzegach ale za to niezbyt mocnym ziarnem. Klatki naświetlone na 800 i 400 ISO były zdecydowanie niedoświetlone-niedowołane, te na 200 blade i w ostateczności nadające się do kopiowania. Setki okazały się najlepsze, chociaż przydało by im się jeszcze kilkanaście minut w kąpieli. Wywołanie okazało się wyrównawcze, kontrasty bardzo słonecznego dnia ładnie zostały wyrównane. Z kolei, wspomniany wcześniej, kontrolny Ilford FP4, naświetlony na ISO 80, wyszedł idealnie.


Uzbrojony w zakupioną niedawno paczkę rosyjskiego UNIBROMU zrobiłem wglądówki 15,50 x15,50 cm. Rosyjski papier okazał się bardzo przyjazny, niezbyt obficie naświetlony ładnie dochodził w fotonowskiej recepturze P2, w cieniach wyszły szczegóły, które trudno było dostrzec w czasie fotografowania. Zostały mi jeszcze 3 rolki legendarnego filmu Kodaka, który na e-bayu osiąga całkiem dobre ceny. 






środa, 5 marca 2014

And Now for Something Completely Different - Chabry z poligonu



Krzysztof Gardas 2009, czas 1/1000 s

A teraz coś z zupełnie innej beczki*) - swego czasu dość popularna była pieśń masowego rażenia pt. Chabry z poligonu. Festiwale Piosenki Żołnierskiej, odbywające się w Kołobrzegu, przez lata budziły patriotycznego ducha. Udział w tym muzycznym święcie nie był dla ówczesnych artystów obciachem ...i nie jest dla nich do dzisiaj. Pieśni miały proste słowa i melodię, ich przeznaczeniem było pomoc w utrzymaniu tempa marszu. Podczas mojego pobytu w armii, żołnierze śpiewali kołobrzeskie przeboje podczas przemarszów z koszar do stołówki garnizonowej i w drodze na ćwiczenia. Nas, tzw. bażantów**), szczególnie dotkliwie raniły słowa i melodia pieśni "Kiedy Polska da nam rozkaz, to zgłosimy się do wojska..." szczególnie w kontekście przysięgi składanej po pierwszym miesiącu służby.




Zdjęcia, które dzisiaj zamieszczam czekały na publikacje od grudnia 2013, potrzebny był pretekst, militarny kontekst. Pierwotnie zamierzałem przytoczyć anegdotkę z czasów własnej służby wojskowej w czasach stanu wojennego. Kilkudniowa podróż eszelonem na poligon drawski to historia drogi,  która dobrze opisana wejść mogła by do kanonu literatury światowej. Kto nie przeżył poligonowych zmagań, nie doświadczył nocnej walki oddziałów piechoty w terenie zbudowanych wśród dymów napalmu i huków wystrzałów nie zrozumie romantyzmu prawdziwie męskiej przygody.
Zdarzeniem zupełnie surrealistycznym była  symulacji walk czołgów bez czołgów ale za to z dźwiękami pracy silników - wydobywanymi z prostych żołnierskich piersi - załóg tychże czołgów. Tego  nawet Bareja by nie wymyślił. Historia poszukiwanie dezertera, który zbiegł z jednostki do swej ukochanej, w noc poprzedzająca Sylwestra,  namierzenie go i sprowadzenie z powrotem na kilka godzin przed Nowym Rokiem, pełna przygód ale i tragizmu, nieoczekiwanych zwrotów akcji ciągle czeka na przypomnienie w moim blogowym poście noworocznym. Historia filmowego Krolla to przy tym moralizatorska opowieść dla grzecznych dziewcząt. 
Po latach, czas spędzony w armii, można by opisać groteskowo i zabawnie ale tak naprawdę, rok służby w LWP dał mi tylko poczucie straconego czasu, był doświadczeniem traumatycznym, absolutnie do niczego niepotrzebnym ani przez to nie zmądrzałem ani nie zmężniałem. Pozostała mi na całe życie awersja do wszelkich działań zbiorowych, nawet wycieczek zorganizowanych - z pilotem, godzinami posiłków i planem zwiedzania. Ludowe Wojsko Polskie do dzisiaj kojarzy mi się jedynie z chamstwem, pijaństwem, brudem, smrodem i biedą. 
Przed całkowitą degrengoladą uratowała mnie umiejętność gry w bridża, oficerowie i podoficerowie zawodowi, często posyłali po mnie gdy zabrakło im czwartego...




Krzysztof Gardas 2009, czas 1/1250 s

Krzysztof Gardas 2009, czas 1/1000 s

Chabry z poligonu... Pretekstu, militarnego kontekstu do publikacji zdjęć dostarczyła w ostatnich dniach putinowska Rosja. W poprzednim artykule przedstawiłem najczarniejszy scenariusz, jest nadzieja, że na razie się nie sprawdzi. Wydaje się, że o odwrocie zdecydowała reakcja Ameryki, bardzo zresztą spóźniona. 
Zdjęcia z poligonów pochodzą z prywatnego archiwum oficera artylerii, od dawna już na zasłużonej emeryturze Krzysztofa Gardasa. W tym miejscu dziękuję autorowi za możliwość umieszczenia tutaj jego zdjęć. Są to surowe pliki, bez żadnych poprawek w programach graficznych. Publikuję za zgodą Krzysztofa, przy okazji podaję parametry zdjęć - dla niektórych może to mieć znaczenie. Fotografowie przyrody zwykle umieszczają w opisach swoich zdjęć - w celach, chyba edukacyjnych - markę i rodzaj aparatu, obiektywu, ogniskową, czas i przesłonę. Polecam szczególnie uważnie przyjrzeć się ostatniemu zdjęciu... Krzysztofowi udało się zarejestrować trudne do uchwycenia zjawisko fizyczne. Autor fotografuje całe życie - na płycie, którą nam przysłał - znajduje się kilka bardzo interesujących zdjęć przyrody. Pokażę je  - mam nadzieję - niebawem, gdy tylko skończy się czas gorączki wokół Ukrainy. 



Krzysztof Gardas 2010, czas 1/2000 s

------------------===::::==--------------------
*) And Now for Something Completely Different 


**) Bażant - w czasach PRL-u tak określano absolwenta wyższej uczelni, odbywającego obowiązkową służbę wojskową.

poniedziałek, 3 marca 2014

Dom wolnostojący w Łukowie




1. Wystawiony jest na sprzedaż, za jedyne 800 tys. złotych pokaźnych rozmiarów dom wolno stojący, XIX-wieczny pałac w Łukowie. Pałac, znajduje się we wsi Łukowo, w pobliżu SC, ma powierzchnię 1000 m2 w zestawie jest przyległy park o powierzchni 4,6 ha. Pałac jest neorenesansowy, wybudowany około roku 1870, wpisany do rejestru zabytków, założony na planie prostokąta, z ryzalitami bocznymi i środkowymi od strony fasady i równoległej do niej, elewacji zachodniej, oraz z czworoboczną wieżą w fasadzie wschodniej przy ryzalicie środkowym. Dach o konstrukcji drewnianej pokryty blacho-dachówką. Wejście główne znajduje się w ryzalicie środkowym elewacji wschodniej i poprzedzone jest gankiem z szerokimi schodami. W części wschodniej znajduje się taras oraz 3-kondygnacyjna wieża natomiast w elewacji zachodniej, w ryzalicie centralnym, ozdobnie wykończony balkon. Z pałacu roztacza się piękny widok na park i pobliskie, rozległe stawy...
Pałac znajduje się na skraju niezbyt pięknej wsi, w pobliżu bloków, jest ogrodzony i chroniony. Park jest rozległy i znaleźć można w nim kilka okazałych drzew. Podczas przedzierania się przez parkowe chaszcze dwukrotnie spod moich nóg wyleciały bażanty. Stawy łukowskie mają 120 ha, i należą do RSP w Łukowie.














Łukowo, luty 2013 r., Zdjęcia cyfrowe

---==---
2. Związek Radziecki a później Rosja nigdy nie zrezygnowały z podboju Europy.  Nie udało się w 1920 roku, prawie się udało w 1945, pół Europy znalazło się pod panowaniem Stalina. Putin, kosztem poziomu życia Rosjan, przez 20 lat budował potęgę militarną. Teraz przyszedł czas próby, najpierw odbudowa imperium od Warszawy do Kamczatki.  Przy okazji Niemcy nie pogardzą Pomorzem i Ziemią Lubuską i Śląskiem. Na chwilę, bo Rusek prędzej czy później i tam wejdzie. Sytuacja jest wyjątkowo sprzyjająca, ostry kryzys gospodarki kapitalistycznej, rosnące w siłę lewicowe i lewackie nastroje w całej Europie, wieloletnia polityka pobłażania agresywnym krokom Putina
W ciągu zaledwie kilku dni Europa stanęła na krawędzi wojny. Przez politykę ustępstw, niekwestionowanie obecności rosyjskich wojsk tam,  gdzie być ich nie powinno. Syty zachód nie przeciwstawi się, odda najpierw Krym, potem wschodnią a w końcu całą Ukrainę, republiki bałtyckie na koniec Polskę, Słowację, Czechy... NATO ani Unia nie zrobią nic aby proces powstrzymać. Dopiero, kiedy Rusek stanie ponownie pod Bramą Brandenburską, przemaszeruje przez  Avenue des Champs-Élysées nastąpi przebudzenie. Wcześniej wątpię. Teren Polski będzie strefą, w której wylądują atomówki i wypróbowane zostaną nowe rodzaje broni.
Kiedy Obama objął prezydenturę, oddał Putinowi wolę decydowanie o całej Europie wschodniej, teraz obserwujemy efekty tej polityki i mamy się czym martwić. Polityka pobłażania KGB-owskiemu aparatczykowi może zebrać krwawe żniwo. Obym nie miał racji i najczarniejszy scenariusz się nie sprawdził. Czy rosyjski plan apokalipsy już zaczął wchodzić w życie, na Krymie? Czy Putin pragnie przejść do historii jako trzeci największy zbrodniarz czasów nowożytnych, stanąć na piedestale obok Hitlera i Stalina?

..: Notatki z prowincji :..

Notatki z prowincji. Listy z Suicide City 1.

Świat się szybko zmienia, zmienia się internet, powoli zmienia się i ten blog. Od jakiegoś czasu staje się dla mnie - jak to kiedyś p...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwatorzy