środa, 31 lipca 2013

"Jakież piękne bombardowanie"

Niebo nad Berlinem stało się krwistoczerwone w swym przerażającym pięknie.
Nie mogę już podziwiać tego obrazu.
z dziennika Goebelsa, 27.11.1943

1943
1943

Dwa  zdjęcia powyżej rejestrują nocne niebo nad Hamburgiem w lipcu 1943 r, to bardzo piękne obrazy, ale jedynie w oderwaniu od kontekstu jakim jest II wojna światowa. Drugie zdjęcie znalazło się nawet na okładce książki W.G. Sebald  Wojna powietrzna i literatura, a w zasadzie tylko jego fragment - przekształcony na negatyw i odwrócony o 90 stopni.
Rozważania Sebalda skłoniły mnie do pogłębienia tematu bombardowań Niemiec. Eseistyczna forma książki Sebalda nie zaspokoiła mojego głodu konkretnych faktów i umiejscowienia ich na linii czasu. Odpowiednia literatura sama wpadła w moje ręce, w postaci książki Jörga Friedricha zatytułowanej Pożoga Bombardowania Niemiec w latach 1940-1945 *), która ukazała się w Niemczech w 2002 roku, a jej tłumaczenie w Polsce o dekadę za późno bo dopiero 2 lata temu. Książka  niemieckiego historyka okazała się ważnym głosem w dyskusji, bowiem po raz pierwszy agresor został przedstawiony jako ofiara. W Niemczech książka wywołała niezwykle emocjonalną dyskusję nad własną odpowiedzialnością i winą a także ofiarami - własnymi i obcymi - wywołanej przez Niemcy wojny - napisał w przedmowie do polskiego wydania Stephan Georg Raabe, dyrektor biura Fundacji Konrada Adenauera w Polsce.
Pomijając aspekt moralny należy oddać autorowi „Pożogi”, ze  udało mu  się zebrać potężny i niezwykle interesujący  materiał faktograficzny. W tym kontekście, jest to książka znakomita, można powiedzieć wyborna na tle podobnych sobie. Jörg Friedrich uważany jest za pierwszego historyka, który tak szczegółowo przedstawia zniszczenia, jakich dokonały bomby zapalające w niemieckich miastach pełnych ludności cywilnej. W wyniku alianckich nalotów zginęło 600 tys. ludzi. Nieodwracalnie zniknęły zabytkowe, często średniowieczne centra niemieckich miast. Friedrich opisuje dokładnie los ofiar bomb zapalających: większość miała wybór: spłonąć żywcem na ulicy lub udusić się w piwnicy - pisze. W książce nie ma ani jednego zdjęcia a szkoda bo umieszczenie ikonografii, która jest dość obfita mogło by wzmocnić przesłanie dzieła. Z drugiej strony fotografia to nie literatura jak mawia mój znajomy fotograf. Zresztą w pierwszym wydaniu książki Susan Sontag O fotografii nie było zdjęć, które były opisywane. Znalazły się one dopiero w wydaniu z 2009 r.
Poszperałem więc w internecie i znalazłem wiele doskonałych fotografii dokumentalnych pochodzących z archiwów brytyjskich, amerykańskich, niemieckich i rosyjskich.  Szczególnie przydatna okazała się oficjalna strona Royal Air Force  (RAF).

Drezno 1945. Wikimedia Commons | Deutsche Fotothek

Powszechnie znana jest historia Drezna, którego los stał się symbolem horroru wojny totalnej XX wieku. W nalotach przeprowadzonych w dniach 13-14 lutego 1945 r. przez brytyjską Bomber Command i amerykańską 8 Flotę użyto głównie bomb zapalających. Pożary wywołały burzę ogniową, która zniszczyła zabytkowe miasto. Straty ludzkie szacowane są na ok. 22 700 do 25 000 zabitych.
Obok Drezna było jednak wiele innych miast, takich jak Kassel, Paderborn, Akwizgran czy Świnoujście, które zostały wskutek bombardowań zamienione w kupy gruzu. Z kolei duże miasta, jak Kolonia czy Essen, doświadczyły ponad 250 nalotów, tak wielu, że w ostatniej fazie wojny obracały już tylko ruiny w jeszcze większą ruinę.  W sumie zmasowane naloty lotnictwo alianckie wykonało na 41 wielkich i 158 średnich miast niemieckich. Ogółem lotnictwo brytyjsko-amerykańskie zrzuciło na terytorium Niemiec, krajów satelickich i okupowanych 2 697 473 tony bomb, z czego 50 proc. spadło na obszary Trzeciej Rzeszy (w granicach sprzed 1937 r. W wyniku strategicznych bombardowań tylko w Niemczech zniszczonych zostało 654 000 budynków, a znacznie uszkodzono 4 110 000. Śmierć poniosło ponad 600 tys. osób.

Bombowce B-17F Flying Fortress w locie nad Schweinfurtem, 17 sierpnia 1943

Jörg Friedrich na 500 stronach opisuje zarówno przyśpieszony, w warunkach wojennych, rozwój sprzętu, strategii lotnictwa i technologii bombardowań oraz to co w różnych dziedzinach życia wydarzało się na ziemi wskutek ataków z powietrza. Na wstępie zaczyna od prezentacji strategii wojny bombowej, samolotów, technologii radarowych, obrony przeciwlotniczej. Następnie przybliża nam kampanie bombowe, zaczynając od bitwy o przemysł w Zagłębiu Ruhry, przechodząc do kolejnych: prób zablokowania produkcji myśliwców, czy kampanii zmierzającej do wyłączenia największych węzłów transportowych. Wiele dowiadujemy się próbach zniszczenia na tam na rzekach, czy ośrodka rakietowego nad na wyspie Uznam. Dowiadujemy się też o paradoksie Berlina, który nie chciał się palić tak dobrze jak inne miasta. Przyczyną było podzielenie miasta na strefy przypominające plastry miodu. W Berlinie brakowało owej wyrosłej na średniowiecznych fundamentach struktury centrum miasta. Również kamienice czynszowe miały wytrzymałe, solidne podwórza. (...) Na każdego mieszkańca Berlina i Hamburga przypadała podobna ilość zrzuconego materiału (wybuchowego w postaci bomb), ok. 8 kg, ale jego działanie było odmienne. (...) Najbardziej krwawy atak, którego doświadczyło miasto, spowodował śmierć 2893 osób, o wiele mniej niż połowa strat Heilbron. W stosunku do czterech milionów mieszkańców, 11 367 ton bomb, które w sumie zrzucono, przyniósł efekt w postaci jednej trzeciej  średniej liczby strat w ludziach.*)


Arthur Travers (Bomber) Harris, główny dowódca i strateg Royal Air Force Bomber Command, 1942.
Sir Charles Portal głównodowodzący RAF

Wiele miejsca Friedrich przeznaczył na opis brytyjskiej strategii bombardowań dywanowych, której celem było nie tylko zniszczenie niemieckiego przemysłu zbrojeniowego, ale też złamanie morale cywilów. Historia bombardowań Niemiec w latach 1940-45, to historia przesuwania granic moralnych, morale bombing miało złamać niemieckiego ducha. Jeszcze w lutym 1943 powszechnie szanowany biskup, dr George Bell z Chichester ogłaszał w Izbie Gmin: Stawianie w jednym rzędzie nazistowskich oprawców z narodem niemieckim, na którym dopuścił się zbrodni, oznacza nic innego, jak tylko kontynuowanie fali barbarzyństwa. Członkowie rządu Churchilla, którzy wpadli na pomysł tej strategii, słusznie założyli, że mieszkańcy III Rzeszy w większości udzieli poparcia Hitlerowi i że złamanie ich ducha może w dużym stopniu przyczynić się do klęski Niemiec. Zamierzonego efektu w postaci buntu ludności poddanej strasznemu terrorowi lotniczemu nie udało się osiągnąć. Niemniej straty liczebne ludności cywilnej, nie przesypiane noce, utrata mieszkań i dobytku, pożary, konieczność usuwania gruzów zadawały niemieckiej machinie wojennej poważne, choć trudne do wymierzenia straty. Należy je doliczyć do szkód wyrządzonych bezpośrednio w zbombardowanych zakładach przemysłowych . Aczkolwiek niemiecka produkcja zbrojeniowa  mimo bombardowań stale rosła, to jednak gdyby nie bombardowania byłaby oczywiście o wiele większa. **)
Przyczyną mniejszej niż szacowano  efektywności bombardowań było istnienie  niewyczerpanego źródła czyli siły roboczej, wielomilionowej rzeszy przymusowych robotników cudzoziemskich i urządzeń przemysłowych wywożonych z krajów okupowanych.

Kolorowe zdjęcie zbombardowanej Norymbergi

Hannower

Friedrich w drastycznych słowach eksponuje śmierć dzieci, kobiet, chorych w szpitalach i zakładach psychiatrycznych. Wręcz użala się, podkreślając fakt wysokiego odsetka ginących robotników przymusowych, którzy ginęli bo nie mieli prawa schować  się w schronach i bunkrach przeciwlotniczych.  O nalocie na Hamburg czyli Operacji Gomora, jej przebiegu i skutkach zjawiska, nazwanego burzą ogniową już wspominałem. Nalot na Hamburg był pierwszym przeprowadzonym w ten sposób, wraz z rozwojem technologii, strategii i doświadczenia Bomber Command późniejsze naloty na inne niemieckie miasta miały zwielokrotnioną siłę rażenia i a straty były nieporównywalnie większe. Aby zmaksymalizować skuteczność bombardowania po pierwszej fali, gdy niczego złego niepodejrzewający ludzie wychodzili z piwnic, następowała  druga, wtedy już mało kto zdążył się ukryć pod ziemią, zresztą to schronienie było nic niewarte. Kto pozostał na powierzchni miał już nikłe szanse na przeżycie. Friedrich pisze: Działania ochronne piwnic ograniczone jest do dwóch godzin. gdy te upłyną, podziemia pod opanowanymi pożarami dzielnicami nie zapewniają już bezpieczeństwa ukrywającemu się tu życiu. Kto przed drugim uderzeniem ponownie uda się do piwnicy, prawdopodobnie nigdy z niej nie wyjdzie. Także, ten kto ukryje się na powierzchni, jak na przykład uciekinierzy w drezdeńskim parku Großer Garten, nie może liczyć na przetrwanie. Działanie podwójnego uderzenia nastawione było na masową zagładę.*)


Po burzy ogniowej w Hamburgu 1943

Tak powstaje burza ogniowa 

W kolejnych odsłonach autor przedstawia nam szeroki wachlarz przeżyć i odczuć indywidualnych, opis jest  przytłaczający przez wyliczanie długiej listy ludzkich cierpień na wszelkie sposoby. Po tych pojedynczych nieszczęściach następuje wyliczenie strat kultury niemieckiej, Friedrich prezentuje kolejne miasta z ich legendami, tradycjami i najważniejszymi zabytkami, które nikną po uderzeniach setek tysięcy bomb zapalających. Unicestwione zostały katedry, zamki, miliony cennych rękopisów, rzeźb i obrazów. Pisze o próbach ratowania zabytków ruchomych, i o tym jak wiele z nich zostało ponownie straconych po zbombardowaniu miejsc ich ukrycia.

Mannheim 1944
Odgruzowywanie ulicy Berg w hamburskiej dzielnicy Altona, lipiec 1943
Oddział strażaków z Hamburga

Na koniec warto zauważyć, że Friedrich, bombardowania ogranicza jedynie do działań Anglików i Amerykanów i terenu między Renem a Odra, nie zająkując się nawet na temat działań floty powietrznej Armii Czerwonej, która zrównała z ziemią wiele niemieckich miast na wschód od Odry i Nysy, przyznanych wkrótce po wojnie Polsce.
Friedrich wzmiankuje też o rzezi Świnoujścia, zniszczeniu Szczecina, Gdańska, i przejętego przez Sowietów Królewca. Co ciekawe, Amerykanie w 1945 r. zbombardowali Gdańsk wiedząc doskonale, że za kilka tygodni to miasto przejęte zostanie przez Polskę. 




Mimo przestawienia akcentów i wielu niedoróbek głównie edytorskich zawartość faktograficzna książki jest nie do przecenienia. Nie można jednak być obojętnym na wydźwięk i przesłanie całości czyli przedstawiania Niemców jako ofiar II wojny światowej: zbombardowanych lub wypędzonych .
Niemcom coraz częściej i coraz łatwiej przychodzi relatywizowanie okresu nazistowskiego swojej historii, przedstawiają się jako ofiary wojny, którą wywołali i przegrali, cierpią na zbiorową amnezje, zapominając że rozpoczęli wojnę totalną i w końcu ponieśli jej skutki.

Ruiny katedry w Coventry w październiku 1940 r. Świątynia została odbudowana
i  ponownie udostępniona wiernym dopiero 20 lat po zbombardowaniu.



Zniszczony Londyn w 1940


Warszawa po niemieckich bombardowaniach – okolice placu Grzybowskiego z charakterystycznymi wieżami




Wiele mocnych zdjęć znaleźć można na rosyjskim blogu >>

 
*) Jörg Friedrich. Pożoga. Bombardowania Niemiec w latach 1940-1945. MDI Books, 2011
**) Jerzy Krasuski. Historia Niemiec. Ossolineum 2002 (str. 477)

piątek, 26 lipca 2013

Ryba wędzona i inne przysmaki



Unieście, 2013

Nie sposób przejść obojętnie obok portu rybackiego w Unieściu. Tu nas kusi, tam nas zapach nęci. Dorsz smażony, makrela wędzona, śledź na wszystkie sposoby, flądra prosto z kutra, trafi się nawet sielawa z jeziora Jamno. 



Dawno, dawno temu, kiedy nie było lodówek, aby mięso się nie zepsuło, ludzie je wędzili lub suszyli. Wędzenie wymyśliły koczownicze plemiona Północnej i Centralnej Europy, gdzie z powodu zimnego klimatu, palenie ognisk służyło zarówno do ogrzania się jak i gotowania. Przemieszczające się bez przerwy plemiona odkryły, że wędzenie jest najpraktyczniejszą metodą utrwalania żywności, podnoszącą jednocześnie jej walory smakowe i zapachowe.
Do wędzenia ryb używa się drewna bez kory z drzew liściastych - dębu, grabu, buku, wiązu i akacji, a także drewna drzew owocowych jak śliwy, jabłonie i grusze. Rodzaj drewna ma wpływ na kolor i smak. Nie używa się drzew iglastych, ponieważ nadają wędzonkom smak terpentyny, a mięso zostaje oblepione sadzą.



Ważna jest temperaturę dymu i czas wędzenia. Ze względu na te dwa czynniki rozróżniamy wędzenie na gorąco i na zimno. Ryby wędzone na zimno są może trwalsze i smaczniejsze ale ten sposób nie zabija bakterii i pasożytów, których w rybach jest mnóstwo. Niektórzy uważają, że komórki bakterii Listerii monocytogenes nie są zlikwidowane nawet podczas wędzenia na ciepło. 

Poza tym, podczas wędzenia na zimno, wprowadza się stosunkowo duże stężenie soli, która z jednej strony nie jest korzystna z punktu widzenia żywieniowego (nadciśnienie), ale z drugiej strony zabezpiecza produkt przed niekorzystnymi zmianami wynikającymi z rozwoju drobnoustrojów. 
Wędzenie na zimno jest procesem znacznie dłuższym niż na gorąco, stąd występuje większy ubytek wody. A jak wiadomo, czym więcej wody w produkcie (szczególnie w mięsie), tym większe prawdopodobieństwo niechcianych gości (niekorzystnej mikroflory). W związku z tym, wędzone na zimno produkty posiadają dłuższy termin przydatności do spożycia... /@Kitek/



Konstrukcja wędzarni rozwinęła się w średniowieczu, i od tego czasu w zasadzie się nie zmieniła. Podstawa to tzw. komora wędzarnicza, którą może być beczka, metalowa szafka bądź murowane pomieszczenie. Powinna być wyposażona w ruszt i drążki, gdzie położymy lub zawiesimy rybę do wędzenia. Drugi element to palenisko z klapą regulującą dopływ powietrza. W końcu kanał albo rura doprowadzająca dym z paleniska do komory wędzarniczej. W dawnych domach niemieckich wędziło się mięso i ryby bezpośrednio w kominie pieca, który ogrzewał dom. Na dole w piecu paliło się drewno, a na górnych piętrach wmontowywano do komina drzwiczki, za którymi wieszano mięso do wędzenia. Paląc na dole można było gotować, ogrzewać dom i wędzić w tym samym czasie. Smacznego!





W latach 50-tych ubiegłego wieku w Biskupinie, na stanowisku archeologicznym z epoki wczesnosłowiańskiej, naukowcy i studenci przeprowadzali szereg eksperymentów w terenie, takich jak wędzenie ryb w jamach według wczesnośredniowiecznych recept, tkanie na pionowych warsztatach tkackich, wyrób i wypalanie ceramiki, czy pędzenie dziegciu. Ich wyniki zostały opublikowane w 1957 r. przez Włodzimierza i Zoję Szafrańskich. W publikacji zaproponowano nie tylko rekonstrukcje, ale też połączono je z takimi zawodami jak młynarz, kowal, rybak, rolnik itd. Dzisiaj takie podejście do archeologii to już codzienność. We współczesnym Biskupinie podobne stanowiska, hodowle oraz poletka archeologii doświadczalnej działają przez cały sezon od wiosny do jesieni.



Biskupin, czerwiec 2013 r.

wtorek, 23 lipca 2013

Kamienne kręgi na Pomorzu. Objazd wakacyjny 2013



Co nowego w kamiennych kręgach? Stoją jak dotąd, monumentalne, pełne mocy ale zadeptywane są przez tłumy turystów. Zmiany następują w ich otoczeniu, największe, pozytywne zaskoczenie spotkało nas w Leśnie. 






Do Leśna przyjeżdża coraz więcej turystów, choć nie w takich ilościach jak do Odr i Grzybnicy. Lokalne władze zadbały o przybliżenie historii tego miejsca, za pomocą ciekawych graficznie tablic informacyjnych. Ścieżka ma charakter informacyjny i edukacyjny zarazem. 




Do Grzybnicy najlepiej dotrzeć wczesnym rankiem, po godz. 10:00. Później już nie poczujemy subtelnych energii (120 000 jednostek w skali Bovisa). Od drogi koszalińskiej ciągną sznury samochodów, a teren neolitycznej nekropoli zamienia się w plac targowy. Otwarty kiedyś, kustosz tego miejsca Bogdan Klein, staje się coraz mniej przystępny, czyżby zdawał sobie sprawę, że kręgi tracą aurę swej wyjątkowości, stają się kolejnym miejscem do zaliczenia na trasie dorocznej migracji Polaków nad bałtyckie plaże?


 




W Odrach, niezastąpieni państwo Breske, wykonują świetną robotę. Osobom, które są tu po raz pierwszy przedstawiają mniej lub bardziej rozszerzoną wersję historii tego miejsca i drzemiących w nim sił, promują jednocześnie ludową kulturę kaszubską. 

  



Odry, bardziej nawet niż Grzybnica, dzięki internetowi, stały się w ciągu kilku ostatnich lat atrakcją turystyczną. Przed bramą rezerwatu pojawiła się nawet budka z fast foodami. Największy tłok jest przez cały dzień w elipsie, której promieniowanie w skali Bovisa jest tak potężne jak czakramu wawelskiego (ok. 120 000 jednostek). 

czwartek, 11 lipca 2013

Piła tango. Nokiografie




Piła po reformie Gierka nagle stała się miastem wojewódzkim, był to czas przyspieszonego rozwoju. Dzisiaj prestiż pozostał tylko wspomnieniem. Urzędnicy wojewódzcy stali się powiatowymi, wszechobecne niegdyś wojsko zmniejsza stan swego posiadania, zmalało jego znaczenie w rzeczywistości pilskiej. Przed laty, na ulicy co chwilę mijało się umundurowanego oficera, dzisiaj taki widok raczej się nie zdarza.
Miasto dopiero od niedawna próbuje budować swoją tożsamość, trudne to zadanie bo mieszkańcy to prawie w 100% osadnicy wojskowi, repatrianci ze wschodu i ich potomkowie. Jedyne czego pilanie mogą się uczepić to odwołanie do Staszica i tradycji Rodła. Niewiele, ale i bardzo dużo, warto stawiać na niemodny dzisiaj patriotyzm. Piła i tereny byłego województwa pilskiego to chyba najbardziej czerwone miasto w Polsce. Postkomuniści w każdych kolejnych wyborach mogą tutaj liczyć na swój żelazny elektorat, który ich jeszcze nie zawiódł. Jak wszędzie zdarzają się jednak wyjątki.



Piła jest jednym z nielicznych byłych miast wojewódzkich bez znaczących zabytków architektonicznych. Przybysza (bo turyści tu raczej nie docierają) uderza brak starówki i kościołów. Nie twierdzę, że ich nie ma, ich po prostu nie widać. Zresztą najciekawszy pilski kościół nie ma jeszcze 100 lat. Za to nie brakuje obiektów upamiętniających walki o przełamanie wału Pomorskiego.





Piłą jest inna ale jeśli się pochodzi to się znajdzie. Dwa miejsca umieściłem w moim w programie obowiązkowym. Budynek starej parowozowni (zw. Okrąglakiem), unikat na skalę światową, jedyny tego typu obiekt w Europie, zachowany w niezmienionym kształcie*), niestety w ruinie.
Ostatnio pojawiła się nowa energia, projekty utworzenia Centrum Sztuk Stara Parowozownia. Zamiary są imponujące,  wszystko zależy od PKP, dworzec i tereny wokół niego należą do kilku spółek, trudno to rozgryźć. 



Minęło 1,5 roku jak widać zapowiedź nie została zrealizowana.



 



Niedoceniana jest kompleksowa zabudowa okalająca plac przed szkołą policyjną (kiedyś milicyjną), domem kultury i urzędem miejskim. To miejsce zawsze robiło na mnie wrażenie, rozległy plac, równej wysokości budynki  i skwer z pomnikiem na przeciwko szkoły policyjnej.
Można by przysiąść i pokontemplować ale na kilkuhektarowym placu, z dużą ilością zieleni nie ma niestety ani jednej ławki, jakby Piła wstydziła się tego miejsca. Nie da się tego placu zrobić w jednym ujęciu, chyba, że rybim okiem ewentualnie złożyć panoramę.




Kiedy fotografowałem wejście do szkoły policyjnej, ruszył na mnie ochroniarz, twierdząc, że tego obiektu nie wolno fotografować, na moje pytanie dlaczego? wyjaśnił mi, że to budynek państwowy. Coś mi tu nie pasuje bo od 1999 r. nie istnieje w Polsce zakaz fotografowania obiektów państwowych, z wyjątkiem ważnych dla bezpieczeństwa i obronności państwa.*)








Zdjęcia-nokiografie z maja i lipca 2013 r.
___________
*) Reguluje to rozporządzenie Rady Ministrów z 24 czerwca 2003 r. w sprawie obiektów szczególnie ważnych dla bezpieczeństwa i obronności państwa oraz ich szczególnej ochrony np. obiekty Policji, Straży Granicznej i Państwowej Straży Pożarnej czy zakłady produkujące, remontujące i magazynujące uzbrojenie i sprzęt wojskowy oraz środki bojowe, a także zakłady, w których są prowadzone prace badawczo-rozwojowe lub konstruktorskie w zakresie produkcji na potrzeby bezpieczeństwa i obronności państwa. 

..: Notatki z prowincji :..

Notatki z prowincji. Listy z Suicide City 1.

Świat się szybko zmienia, zmienia się internet, powoli zmienia się i ten blog. Od jakiegoś czasu staje się dla mnie - jak to kiedyś p...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwatorzy