poniedziałek, 24 czerwca 2013

Zapomniane Smuszewo (part 2)

Nokiografia (C2)




Zaledwie pół roku temu, 17 listopada 2012 pisałem o Smuszewie: Budowla jest eklektyczna, na bazie klasycyzmu z elementami renesansowymi, wewnątrz zachowała się piękna klatka schodowa i  kolumny wzorowane na greckich. Dziś niewiele zostało po pięknym zadbanym parku ze stawami i fontannami (...)




Wybraliśmy się tam ponownie (bez zamiaru fotografowania, chociaż z aparatem w kieszeni) w upalną czerwcową niedzielę licząc, że w okolicznościach letniej przyrody obrazy opuszczenia będą mniej przygnębiające. Rzeczywiście roślinność wciska się w każdą szczelinę, zagospodarowuje każde miejsce opuszcone przez człowieka. Latem do wnętrza pałacu trzeba się przebić przez nadmiernie wyrośniety gąszcz pokrzyw, malinowych krzewów, różnych traw i wszelkiej innej bujności. Sceneria letniego Smuszewa kojarzy się z obrazami z klasycznej powieści sci-fi Dzień tryfidów (John Wyndhama), gdzie zmutowane rośliny stały się zagrożeniem dla ludzkości


Węwnątrz wrażenie robią zachowane detale architektoniczne - kolumny, jeszcze z pozostałosciami pomarańczowej farby w częściach bazowej i kapitelu. Jedna z baz kolumn została przez wandala oderwana i porzucona  w sieni, wśród roślinności.





Posadzka ułożona została w plaster miodu z sześciokątnych płytek. Osobną ciekawostką są obrazki z szablonów i wzory z wałka na ścianach. Trudno powiedzieć czy to pozostałość po latach świetności pałacu czy raczej radosna twórczość już powojennych malarzy. 




piątek, 14 czerwca 2013

Fotografia ekologiczna. Kafenol (caffenol)




Zdaje się, że jesteśmy u progu kolejnej rewolucji modowej. Papieżyca punkowej mody Vivienne Westwood rozpętuje ją pod hasłami ekologicznymi. Bunt przeciwko systemowi zamieniła walkę o lepszą przyszłość planety. Pod sztandarami etycznego krawiectwa proponuje ubiory z recyklingu, materiały stworzone choćby z plastikowych butelek pet. Babcia punka, proponuje abyśmy otwierając szafę zastanowili się czy nasze ubrania są etyczne.
W naszej części Europy dawanie drugiego życia zużytym przedmiotom to nic nowego. Tworzenie czegoś z niczego, narzędzia, ubioru, przedmiotu codziennego użytku z czegoś wyrzuconego to nic nowego w społeczeństwie niedostatku jakim przez kilka dekad byliśmy. Dla wielu z nas to nie rewolucja a codzienność. Co innego dla bogatych i przejedzonych z Ameryki i Europy zachodniej.  Jak to się ma do fotografii, nijak ale...





Posiadam kilka aparatów analogowych, które wypatrzyłem w lumpeksach. Czasami wystarczyło aby aparat zasilić baterią, włożyć film i fotografować (jak maleńkim, ale w metalowej obudowie Olympusem XA3). Moim ulubionym znaleziskiem jest jednak Kodak Brownie 44A, do którego zamiast trudno dostępnego i drogiego filmu 127 można - po wymontowaniu jednego elementu - bez problemu załadować film 135. Otrzymujemy klatkę 4x3,5 cm z perforacją jak na zamieszczonych zdjęciach.  





 Kafenol/Caffenol

Następnym problemem, na razie połowicznie rozwiązywalnym,  są odczynniki. Zamiast wywoływaczy opartych na trujących związkach na bazie np. metolu możemy bez większego trudu (z substancji, które znajdziemy w naszej kuchni) złożyć nietoksyczny, nie zagrażający otoczeniu, łatwo rozkładający się wywoływacz, składający się z kawy albo wina*), węglanu sodu i witaminy C. Efekty nie są może powalające ale to działa. Moim pierwszym filmem, wywołanym w Caffenolu był  Polypan F, 50 ISO (do testów wykorzystałem pobliskie buki). Jak widać z wglądówek, da się. Gorzej poszło z ze średnioformatowym Shanghaiem GP, film okazał się mocno przewołany z potwornym ziarnem, ale nadającym się do kopiowania. Za to efekt wywołania Agfy APX był bardziej niż zadowalający. Sprawdzonych receptur jest niewiele, chociaż ostatnio nawet na Digitaltruth Photo, w zakładce The Massive Dev Chart pojawił się wśród wywoływaczy caffenol!
Gorzej wyglądają sprawa z ekologicznym utrwalaczem, na razie tiosiarczan trudno zastąpić czymkolwiek**), tak aby cały proces był obojętny dla środowiska naturalnego. Jednak duzi chłopcy pracują po obu stronach oceanu nad znalezieniem odpowiedniej soli a efektami swoich doświadczeń dzielą się na bieżąco. Swoją drogą, ciekawe w którą stronę poszła by fotografia gdyby w XIX wieku istniał internet? Przydał by się jeszcze sposób na zmniejszenie zużycia wody w analogowym procesie fotograficznym.  


Caffenol prawie gotowy, kieszonkowa waga jubilerska z Chin okazuje się bardzo przydatna -
choć odczynniki można odważać łyżeczkami - w kafenolu można wywołać film kolorowy, ale efekty
bywają mizerne.
---

*) wineol
**) Uzupełnienie 7.08.2015 r. 
Okazuje się, że substancja utrwalająca znajduje się w każdej kuchni. Niestrudzony eksperymentator, autor bloga Caffenolcolor podzielił się swoimi doświadczeniami z użyciem zwykłej soli. Stężenie takiego fixera musi być dość duże a czas znacznie dłuższy niż utrwalanie roztworem tiosiarczanu. Więcej >>>

czwartek, 6 czerwca 2013

Historia naturalna zniszczenia wg. W.G. Sebalda




W „Wojnie powietrznej i literaturze” W.G. Sebald opisując  skutki nalotów na  Drezno stwierdza: Dokonująca się w ciągu kilku godzin śmierć całego miasta w płomieniach, z budynkami i drzewami, z mieszkańcami, zwierzę­tami domowymi, sprzętami i wszelkimi urządze­niami, musiała u tych, którym udało się uratować, nieuchronnie prowadzić do przeciążenia i paraliżu władz umysłowych i uczuciowych. Relacje poszcze­gólnych świadków mają zatem tylko względną war­tość i muszą być uzupełnione tym, co odsłania się spojrzeniu sztucznemu, synoptycznemu.

Sebald cytując niemieckiego autora, współczesnego tragicznym wydarzeniom, zauważa, że doświadczenie niebywałego narodowego poniżenia, które w ostatnich latach wojny było udziałem milionów ludzi, nigdy naprawdę nie zostało ujęte w słowa, a bezpośrednio dotknięci nie dzielili się nim między sobą i nie przekazali go późniejszemu pokoleniu. Narzekania Niemców, że nie mają wielkiej, prawdziwie epopei wojennej i powojennej, ma coś wspólnego z tym, że zawiedli (co pod pewnym względem zresztą jest zupełnie zrozumiałe) w obliczu potęgi absolutnej przygodności, wylęgłej z ich opętanych porządkiem głów.



W pełni lata 1943 roku, w okresie uporczywych upałów, Royal Air Force, wspierana przez amery­kańską 8. Flotę Powietrzną, dokonała szeregu na­lotów na Hamburg. Celem przedsięwzięcia, o na­zwie Operacja „Gomora", było możliwie całkowite zniszczenie miasta i obrócenie go w popiół. 28 lipca podczas nocnego nalotu, który rozpoczął się o godzinie l, zrzucono dziesięć tysięcy ton bomb burzących i zapalających na gęsto zaludniony teren mieszkalny na wschód od Łaby, obejmujący dzielnice Hammerbrook, Hamm-Nord i Hamm-Süd, Billwerder Ausschlag oraz częściowo St. Georg, Eilbek, Barmbek i Wandsbek. Zgodnie z wypróbo­waną już metodą najpierw użyto bomb burzących o wadze czterech tysięcy funtów, które rozbijały i wyrywały z futryn okna i drzwi, następnie lekkie ładunki zapalające wzniecały ogień na poddaszach, podczas gdy bomby zapalające o wadze do pięt­nastu kilogramów przebijały się aż do najniższych kondygnacji. W ciągu kilku minut na obszarze na­lotu, wynoszącym około dwudziestu kilometrów kwadratowych, wybuchły wielkie pożary, tak szyb­ko zrastające się ze sobą, że w kwadrans po zrzu­ceniu pierwszych bomb cały przestwór, jak okiem sięgnąć, był jednym morzem ognia. A po następ­nych pięciu minutach, o godzinie 1.20, wszczęła się burza ogniowa o intensywności ponad ludzkie wyobrażenie. Ogień bijący na dwa tysiące metrów pod niebo pochłaniał tlen z takim impetem, że prądy powietrzne osiągały siłę orkanu, a huk był taki, jakby ktoś naraz uruchomił wszystkie rejestry wielkich organów. Trwało to trzy godziny. W mo­mencie największego nasilenia nawałnica unosiła szczyty i dachy domów, miotała w powietrzu bel­kami i całymi licami ścian, wyrywała drzewa z ko­rzeniami i gnała przed siebie ludzi zmienionych w żywe pochodnie. Zza walących się fasad strzelały płomienie wysokości domów, niczym fale powodzi niosły się ulicami z szybkością ponad 150 kilome­trów na godzinę, w dziwnym rytmie zataczały krę­gi nad otwartymi placami. W niektórych kanałach płonęła woda. W wagonach tramwajowych topiły się szyby, w piwnicach piekarni gotowały się zapasy cukru. Ci, którzy uciekli z podziemnych schronów, grzęźli, groteskowo powyginani, w rozprażonym, kipiącym bąblami asfalcie. Nikt nie wie naprawdę, ilu ludzi tej nocy straciło życie albo ilu oszalało, nim dopadła ich śmierć. Gdy nastał ranek, światło słońca nie przedarło się przez ołowianą ciemność nad miastem. Dym wznosił się na wysokość ośmiu tysięcy metrów i tam rozprzestrzeniał niczym ko­losalny cumulonimbus o kształcie kowadła. Znad tlących się, kopcących gór kamieni długo jeszcze buchał rozedrgany żar, który piloci bombowców, wedle relacji, odczuwali przez ścianki maszyn. Osiedla mieszkalne o łącznej długości ulic wyno­szącej dwieście kilometrów były doszczętnie zbu­rzone. 





Zza walących się fasad strzelały płomienie wysokości domów, niczym fale powodzi niosły się ulicami z szybkością ponad 150 kilome­trów na godzinę, w dziwnym rytmie zataczały krę­gi nad otwartymi placami. W niektórych kanałach płonęła woda. W wagonach tramwajowych topiły się szyby, w piwnicach piekarni gotowały się zapasy cukru. Ci, którzy uciekli z podziemnych schronów, grzęźli, groteskowo powyginani, w rozprażonym, kipiącym bąblami asfalcie. Nikt nie wie naprawdę, ilu ludzi tej nocy straciło życie albo ilu oszalało, nim dopadła ich śmierć. Gdy nastał ranek, światło słońca nie przedarło się przez ołowianą ciemność nad miastem. Dym wznosił się na wysokość ośmiu tysięcy metrów i tam rozprzestrzeniał niczym ko­losalny cumulonimbus o kształcie kowadła. Znad tlących się, kopcących gór kamieni długo jeszcze buchał rozedrgany żar, który piloci bombowców, wedle relacji, odczuwali przez ścianki maszyn. Osiedla mieszkalne o łącznej długości ulic wyno­szącej dwieście kilometrów były doszczętnie zbu­rzone. Wszędzie leżały okropnie zmasakrowane zwłoki. Po niektórych pełgał jeszcze niebieskawy, fosforyczny płomyk, inne spieczone były na brą­zowo albo fioletowo i skurczone do jednej trzeciej naturalnej wielkości. Leżały poskręcane w kałużach własnego, częściowo już zakrzepłego tłuszczu. Gdy w sierpniu, po ostygnięciu ruin, kompanie karne i brygady więźniów obozów mogły przystąpić do porządkowania, w wewnętrznej strefie śmierci, zamkniętej zaraz po nalotach, znajdowano ludzi, którzy porażeni tlenkiem węgla siedzieli jeszcze przy stole albo oparci o ścianę, gdzie indziej bryły mięsa i kości albo całe góry ciał ugotowanych we wrzątku wytrysłym ze strzaskanych kotłów grzew­czych. Inni znowu byli przez żar o temperaturze tysiąca i więcej stopni tak zwęgleni i spopieleni, że szczątki wieloosobowych rodzin wynosić można było w jednym koszu od bielizny.


Od razu nastąpił exodus ocalałych z Hamburga. „Wszystkimi okolicznymi dro­gami - pisze Nossack - nieprzerwanie jechano (…) nie wiedząc dokąd". Uchodźcy, w liczbie miliona i ćwierć, docierali nawet do najbardziej odległych terenów Rzeszy. Cytowany wcześniej w innym miejscu Friedrich Reck pod datą 20 sierpnia 1943 roku, do­nosi o grupie czterdziestu-pięćdziesięciu uchodź­ców, którzy na dworcu gdzieś w Górnej Bawarii próbują dostać się do pociągu. Na peron „spada tekturowa walizka, pęka i ukazuje swoją zawartość. Zabawki, neseser z przyborami do manicure, osma­lona bielizna. Na koniec spieczone, zmumifikowa­ne zwłoki dziecka, które na wpół oszalała kobieta zabrała ze sobą jako szczątek przed kilkoma dniami jeszcze nienaruszonej przeszłości". Sebald stwierdza, ze niepodobna sobie wyobrazić, by Reck mógł wymyślić tak okropną scenę. Uchodźcy, w głębokim szoku, rozchwiani między histeryczną wolą przetrwania a ciężką apa­tią musieli w ten czy w inny sposób roznieść po całych Niemczech wieść o potwornościach zburze­nia Hamburga.



(...) Zaledwie uchodźcy gdzieś się schronili (...) już znowu wyruszali, ciągnęli dalej albo próbowali wracać do Hamburga, czy to „żeby coś jeszcze uratować albo dowiedzieć się o krewnych", czy też powodowani mrocznymi motywami, które skłaniają mordercę do powrotu na miejsce zbrod­ni. W każdym razie dzień w dzień niezliczone rzesze ludzkie znajdowały się w drodze. Böll przy­puszczał później, że z tych doświadczeń zbioro­wego wykorzenienia wyrosła właściwa Republice Federalnej mania podróży, poczucie, że nigdzie nie można dłużej pozostać i zawsze już trzeba być gdzie indziej. Ucieczki i powroty ofiar bombar­dowań byłyby zatem, z behawiorystycznego punk­tu widzenia, czymś w rodzaju wstępnych ćwiczeń przed inicjacją do mobilnego społeczeństwa, któ­re ukonstytuowało się w dekadach po katastrofie i pod którego auspicjami chroniczny przymus ru­chu zmienił się w cnotę kardynalną.



Jeśli pominąć zaburzone zachowania samych ludzi, niewątpliwie najbardziej uderzającą zmianą w naturalnym porządku miast po niszczycielskim ataku było gwałtowne rozplenienie się pasożytów grasujących na niepogrzebanych zwłokach. Wido­my brak odnośnych spostrzeżeń i komentarzy tłu­maczy się milczącą tabuizacją, tym bardziej zro­zumiałą, jeśli zważyć, że Niemcy, którzy postawili sobie za cel kompletne oczyszczenie i dezynfek­cję Europy, musieli bronić się przed kiełkującym w nich teraz strachem, iż sami są populacją szczu­rów. W nieopublikowanej swego czasu powieści Bölla opisany jest szczur, jak węsząc, przemyka się z hałdy gruzów na ulicę, a Wolfgangowi Borchertowi zawdzięczamy piękną opowieść o chłopcu sprawującym straż przy zwłokach zasypanego bra­ciszka, w której grozę zażegnuje zapewnienie, że szczury przecież w nocy śpią. Poza tym, o ile mi wiadomo, w ówczesnej literaturze znajdziemy na ten temat jedynie ustęp u Nossacka, gdzie czytamy, że więźniowie w pasiakach, zatrudnieni przy usu­waniu „szczątków byłych ludzi", w strefie śmierci mogli torować sobie drogę do leżących w schro­nach trupów tylko miotaczami płomieni, bo roiło się od much, a stopnie i podłogi piwnic pokryte były obślizgłymi, długimi na palec glistami. „Szczu­ry i muchy opanowały miasto. Tłuste i zuchwałe szczury uganiały po ulicach. Ale jeszcze obrzydliwsze były muchy. Wielkie, z zielonym połyskiem, jakich nigdy dotąd nie widziano. W zbitych kłę­bach przewalały się po bruku, parząc się, obsiadały resztki murów i wygrzewały się, zmęczone i syte, na odłamkach szyb. Gdy nie mogły już latać, wpełzały za nami przez najmniejsze szczeliny, zanieczyszcza­ły wszystko, a ich brzęczenie i pobzykiwanie było pierwszym odgłosem, jaki słyszeliśmy, budząc się. Ustało to dopiero w październiku". Ten obraz rozmnożenia się skądinąd wszelkimi sposobami tępionych gatunków jest rzadkim dokumentem ży­cia w zrujnowanym mieście. Nawet jeśli większość ocalałych ustrzegła się bezpośredniej konfrontacji z najwstrętniejszymi okazami fauny ruin, to mu­chy prześladowały ich wszędzie, nie mówiąc już o „odorze [...] zgnilizny i rozkładu", który, jak pisze Nossack, „zalegał nad miastem". Nie do­tarł do nas niemal żaden przekaz o tych, których w tygodniach i miesiącach po bombardowaniu po­raziła obrzydliwość istnienia, jednak przynajmniej Hans, główny narrator w powieści Anioł milczał, czuje zgrozę na myśl o konieczności podjęcia życia na nowo i najprostszym rozwiązaniem wydaje mu się po prostu rezygnacja, „zejść cicho po schodach i wtopić się w noc".



Reasumując za Sebaldem, mimo usilnych starań o tak zwane przezwyciężenie przeszłości wydaje się, że Niemcy, są dziś narodem wybitnie ślepym na historię i pozbawionym tradycji. Obce jest  im namiętne zainteresowanie dawniejszymi formami życia i osobliwościami własnej cywilizacji, jakie na każdym kroku wyczuwa się na przykład w kulturze Wielkiej Brytanii. A jeśli w ogóle spoglądają wstecz, zwłaszcza na lata 1930-1950, to przypatrują się i zarazem odwracają wzrok… Traumatyczne przeżycia, odwracanie i zamykanie się w sobie sprawiły, że prawie nic nie wiemy o tym, co Niemcy myśleli i widzieli w ciągu pię­ciu lat między rokiem 1942 a 1947.



2.06.2013 r. Rule Germania


  Cytaty: W.G. Sebald Wojna powietrzna i literatura. Wydawnictwo W.A.B 2012
  Fotografie cyfrowe, wykonałem w Hamburgu i pobliskim Adendorfie w weekend 31.05-2.06.2013 r.

środa, 5 czerwca 2013

Hamburg - muzyka i architektura. Impresja

Budynki Hanzy, jednego z centrów światowego handlu od co najmniej 700 lat

    Hamburg zawsze pretendował do miana muzycznej stolicy Niemiec. Jako światowe centrum handlu,  przyciągał i kształcił świetnych muzyków, możliwe to było dzięki przyjaznej dla twórczości muzycznej atmosferze jaką tworzyli mieszkańcy ale i ich zamożności oraz hojności. Pierwsza scena operowa powstała tutaj już w 1678, była ona jedną z pierwszych na świecie i największą Europie Północnej. Wśród 18 dyrektorów artystycznych byli Georg Friedrich Haendel, Georg Philipp Telemann, Philipp Emanuel Bach, Gustav Mahler. W Hamburgu urodzili się i kształcili Felix Mendelssohn Bartholdy i Johannes Brahms.

W 1962 r., w Hamburgu, swoją karierę, zaczynali Beatlesi występując w klubie Star na Freiheit Große. Udo Lindenberg,  który od 1970 r. co jakiś czas wstrząsa niemiecką sceną pop-rockową, na stałe mieszka w jednym z hamburskich hoteli. Warto docenić jego trud, próbę udowodnienia światu, że niemieckie piosenki potrafią być ładne (Cello, Horizont, Das Leben). Piosenka Cello,  może niektórym przywoływać podobne nastroje jak evergreen naszych Skaldów
    Nowym symbolem  Hamburga, tak rozpoznawalnym, jak wieża Eiffela w Paryżu czy też opera w Sydney ma być - z mozołem budowana - Elbphilharmonie (Filharmonia nad Łabą) w hamburskiej dzielnicy Hafen City, na terenie starego magazynu kakao. Filharmonię zaprojektowali szwajcarscy architekci Jacques Herzog, Pierre de Meuron

Hamburska Elbphilharmonie, w budowie, 1.06.2013 r.

Postmodernistyczny obiekt, w podstawie oparty jest na starym portowy magazynie, który nakryto oryginalnym szklanym namiotem. Gigantyczny budynek pomieścić ma, oprócz filharmonii, 45 luksusowych apartamentów, parking oraz hotel pięciogwiazdkowy. Duża sala koncertowa przewidziana jest na około 2150 miejsc, a mniejsza na 550. Filharmonia nad Łabą będzie jednym z najwyższych budynków w Hamburgu - 110 m wysokości.


Tak ma wyglądać Elbphilharmonie po zakończeniu budowy w 2017 r.

    Prace budowlane rozpoczęły się w 2007 roku.  Początkowo budowa Elbphilharmonie miała kosztować 241 mln euro, zaś obiekt miał być otwarty w 2010 roku. Energia skupiona wokół tego projektu szybko zaczęła się wyczerpywać, gdy z dnia na dzień okazywało się, że koszt budowy nowego symbolu Hamburga przechodzi najśmielsze oczekiwania. Władze miasta, architekci oraz główny wykonawca - firma Hochtief - na fali rosnących kosztów budowy popadli w konflikt.
Przedmiotem sporu były również kwestie związane z bezpieczeństwem obiektu oraz opóźnienia w jego realizacji W listopadzie 2011 roku budowę filharmonii czasowo zawieszono.
Dopiero pod koniec 2012 roku Hochtief i miasto Hamburg doszli do porozumienia w sprawie nowych kosztów budowy obiektu, które wobec pierwotnej wersji wzrosły ponad dwukrotnie do zawrotnej sumy 575 mln euro. Według nowych ustaleń i planów, budowa obiektu ma się zakończyć w 2017 roku*). 
Na portalu architektów Bryła, pod artykułem zatytułowanym Filharmonia w Hamburgu. Niemiecki dramat budowlany trwa Gość: Tirinti napisał:  To nie dramat budowlany w Niemczech tylko w UE. Komisja Europejska wprowadza coraz głupsze normy w efekcie nie da się już nic dużego wybudować. Gdyby Niemcy budowali autostrady w obecnej dekadzie to by im wyszło tak samo jak Polakom.
Nie jestem przeciwnikiem UE. Jestem jak najbardziej za, ale jestem przeciwko obecnej polityce KE i uważam że UE należy czym prędzej zreformować, ograniczając socjalizm i delegalizując organizacje ekologiczne a ich członków wysyłając na biegun gdzie nie będą się męczyli w upale spowodowanym przez emisję CO2.
    Stan budowy Elbphilharmonie można podejrzeć w każdej chwili na  Live view


Literatura na fotografii





    Największą atrakcją turystyczną Hamburga jest osławiona St. Pauli, kiedyś była tylko miejscem płatnego seksu i nocnych imprez. Współczesna aspiruje do miana europejskiego Broadwayu, przy ulicy znajdują się nie tylko domy uciech ale i teatry muzyczne. Dla Niemców najbardziej swojskim przebojem związanym z Hamburgiem jest piosenka o nocnym życiu na st. Pauli, jeszcze przed II wojną śpiewana przez Hansa Albersa - Auf der Reeperbahn nachts um halb eins
 Nową mutację pt. Reeperbahn 2011 śpiewają Udo Lindberg z Janem Delanem:





    Aby nie było zbyt słodko, warto wspomnieć, że od 1938 r. do maja 1945 roku w południowo-wschodniej części Hamburga działał obóz koncentracyjny Konzentrationslager Neuengamme, w którym Niemcy więzili przez całą wojnę 106 000 osób z całej Europy, w tym 16 900 obywateli polskich. Obóz był bardzo ciężki, zginął co drugi więzień. W obozie Neuengamme hitlerowcy przeprowadzili pierwsze eksperymenty z gazem Cyklon B, wyniki okazały się dla nich, na tyle satysfakcjonujące, że gaz  używany był później w Auschwitz do masowego mordowania Żydów**). 
Hamburg najbardziej ucierpiał w lipcu 1943 roku, miasto stało się obiektem realizacji operacji Gomora. Rezultatem dziesięciodniowego bombardowania był całkowity paraliż drugiego co do wielkości miasta III Rzeszy. Alianci zrównali z ziemią 74% powierzchni miasta. Zburzyli bądź uszkodzili 580 zakładów przemysłowych, w tym wszystkie stocznie okrętów podwodnych oraz pobliską wytwórnię silników diesla. Blisko 2/3 (1.200.000) mieszkańców Hamburga zostało zmuszonych do ucieczki, a wszystko to za cenę 104 ciężkich bombowców. Tym niemniej warty odnotowania jest fakt, że już po 4 tygodniach od ataków przywrócono pracę w większości zakładów, a dopiero po roku poziom produkcji przemysłowej Hamburga osiągnął wielkość sprzed nalotów. ***) Podobnie jak warszawska starówka tak i hamburska zrekonstruowana od podstaw została po wojnie. (cdn)




_____________________
  *) Elbphilharmonie w Hamburgu - architektoniczny megaprojekt nad Łabą
 **) Witryna muzeum KZ-Gedenkstätte Neuengamme
***) Operacja Gomora

..: Notatki z prowincji :..

Notatki z prowincji. Listy z Suicide City 1.

Świat się szybko zmienia, zmienia się internet, powoli zmienia się i ten blog. Od jakiegoś czasu staje się dla mnie - jak to kiedyś p...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwatorzy